Strona:Antychryst.djvu/94

Ta strona została przepisana.

noksiężnika. Pewna przekupka, handlująca na ulicy Mieszczańskiej jabłkami, widziała, jak raz w czasie nocy zimowej Brüss leciał przez powietrze ze swej wieży wprost ku księżycowi, siedząc wierzchem na rurze od lunety. — Pachomycz za nic w świecie nie oddałby dziecka w takie przeklęte miejsce, ale zabrano je siłą.
Znajdowało się tam dużo podrostków szlacheckich, a nieraz nawet trzydziestoletnich i żonatych mężczyzn, których wynaleziono kryjących się przed nauką i pod konwojem wojskowym dostawiono do szkoły. Siedzieli oni z dziećmi na jednej ławie i uczyli się z tej samej książki, ozdobionej obrazkiem, na którym wymalowany był nauczyciel z ogromnym pękiem rózg w ręku, siekący rozłożonego przed nim ucznia.
Carski ukaz zalecał: »Wybrać z gwardyi dymisyonowanych dobrych żołnierzy i postawić w każdej izbie szkolnej podczas nauki, a jeśli jaki uczeń źle się prowadzi, niechaj żołnierz go wychłoszcze, nie bacząc na to, do jakiejkolwiek winny należy rodziny.
Nie wieleby skorzystał Tichon w szkole, gdyby nie zwrócił na niego uwagi jeben z nauczycieli, Niemiec z Królewca, pastor Glück. Nauczywszy się nieco po rosyjsku od zbiegłego mnicha polskiego, przyjechał ów Glück do Rosyi uczyć młodzieńców moskiewskich, jako miękką, nadającą się do kształtowania wszelakiego glinę. Rozczarował się jednak wkrótce nie tyle co do samych mło-