Strona:Archanioł jutra (Arnsztajnowa).djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

Fotografje

Chłopię miało usteczka stulone w wisienkę,
Płową grzywkę wpółczoła i białą sukienkę.
Fotograf mu biczysko wcisnął w drobną łapkę,
Sadzając niby w powóz na niską kanapkę.
Wio! Trzaskaj, mój biczyku!
Siwy konik na przedzie!
Czy mama z nami jedzie?
Chłopczyku mój, chłopczyku!

O zmroku na kolanach mamy chłopię słucha
Przygód Śnieżki, Kopciuszka i Tomka-Palucha,
Goreje w walce z smokiem i łzę roni rzewną
Nad skaczącą w nurt Wisły Wandą Cud-Królewną.
Dzień dziecięcy tak krótki,
Świat nocnych czarów blisko:
Pod łóżkiem krasnoludki
Mają swoje siedlisko.

Potem modrych wypustek, guzików parada,
Wszystko na wyrost, czapka na sam nos mu spada.
O, pierwszego mundurka słodkie uniesienie!
Niewyczerpanych bogactw skarbnice-kieszenie!
O masonerjo szkoły!
Zaprzysiężony znaku!
Gonitwy! wilcze doły!
Sztubaku mój, sztubaku!

O, przewróconych stołków wspaniały okręcie,
Żeglujący po groźnym podłogi odmęcie!
Śmigłych szabel drewnianych nieugięta stali!
Rosja była w jadalni, a Japonja w sali.
W sypialni koronację
Sprawiał kardynał w kapie,
Król Bolko na kanapie...
O, wakacje!... wakacje!