Strona:Archiwum Wróblewieckie.djvu/076

Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem Moskale Warszawę napełniają i prowincyę pustoszą. Jednego dnia przyszło ich do nas tu do Drążkowa 8000 a koni 6000; stanęli obozem, trzy dni tu bawili; łąki z potrawem wypaśli wszystkie, owsa nabrali i wiele kradzieży narobili. Komendant ich zwał się Bachmanow, brygadyer; ten przysłał oficera, że tu chce stać z obozem trzy dni i o kwaterę prosi we dworze. Oficer ten, nie kontent że mu w oficynach stancyę dali i chciał ją mieć dla niego w pałacu. Z czegośmy się uwolnili niby nie rozumiejąc, lecz moskiewska duma nie strawiła tego; mruczał oficer, że tylko sześć pokoi naznaczone były; musiałam więc moje dzieci wyprowadzić, aby całą oficynę oddać dla brygadyera.
O Boże! co mi się natenczas działo, wyrazić nie potrafię.
Ten tedy brygadyer przysłał najpiérw pięć pojazdów, a najpierwsza, która na dziedzińce zajechała i stanęła przed oknami, była to kareta z kurami. To jest wielka prawda, że w złości, którą czułam, widząc wszystkie te aparencye moskiewskie na dziedzińcu, śmiać się trzeba było z tych kur i gęsi, które z kojcem w karecie przez okna wyglądając, ustawicznie swoją muzykę krzyczącą robiły. Nadeszła wkrótce warta i obwach zrobili. Sam też brygadyer przyjechał i obozem stanął w 3000 ludzi. — Ledwie ci się roztaszowali z jednéj strony, alić z drugiéj pokazały się na łąkach namioty. Była to druga komenda, która o téj nie wiedząc, przyszła do Drążkowa z 5000 ludzi złożona. A tak w tém oblężeniu, przy ustawicznéj muzyce, oficerów pełne pokoje (którzy tu obiadowali), strawiliśmy trzy dni, w momentalnéj niespokojności, aby ta zgraja ludzi wiele nam szkody nie narobiła. Jako téż w sianie tylko najwięcéj straty mieliśmy, bo 200 wozów wypaśli, inne kradzieże były, którym, choć komenda surowa, zabieżeć nie mogła. Pokradli świnie, bydło, popalili płoty, drzewa połamali, drogi popsuli, ogrody gospodarskie napadali: ogórki i kapusta w wielkiém strachu były. Przyszli tu 9. Septembra 1792. To dość długa zabawa w tak wielkiéj kompanii.