Madalińskiego, i pod samą Warszawą stanąwszy, w czasie akcyi zaczęli już strzelać do naszych. Ale porażeni cofnęli się bardzo daleko, do których i Igelström uciekł z małą bardzo garstką ludzi.
Tymczasem Moskale, zewsząd prawie zebrawszy się, bez komendanta prawie, w okrutnéj trwodze, zrobili obóz około Kozienic, wszędzie paląc i rabując wsie i miasta.
Co za okropna wiadomość odbiła się o uszy moje tu na wsi mieszkając od Kozienic, gdy dowiedzieliśmy się, że dońcy, przeprawiając się zawsze za Wisłę, rabują prawie całą tę tu okolicę, w któréj i jednego żołnierza polskiego w ten moment nie było. Już blisko dwadzieścia domów znajomych i sąsiadów zrabowali byli, okrucieństwa wyrządzając; wszyscy z domów pouciekali, nie wiedząc, co czynić w tym razie zamięszania powszechnego. Aż téż obywatele odważniejsi przedsięwzięli w domach swoich wziąć się do obrony. Mój mąż dał im do tego najlepszy powód nie chcąc z domu odjechać; w zapale czynności przytomność obywatela w domu jest potrzebną: gdyby wszyscy odjechali, nie byłby zrobiony tak prędko w Stężyckiém akt powstania.
Przeto mąż mój tu u siebie uzbroił się w siły domowe od rabusiów, co téż i inni nadwieprzni[1] mieszkańcy uczynili. Byłam tedy jak w obozie: pikiety, piki, kosy, pistolety, szable, wszystko to widzieć się dało w kilkudniowym czasie.
Co do mnie, miałam wiele do przezwyciężenia; trwoga pospolitych kobiet nie była jednak moim udziałem. — Mąż mój chciał, abym do Galicyi odjechała; to oddalenie się było bezpieczne, lecz nierównie dla mnie trwożliwsze. W niewiadomości zostawać, co się tu dzieje, byłoby dla mnie nierównie okropniéj, jak razem z mężem nieodstępnie czekać losu naszego. To więc wzięłam przedsięwzięcie razem odjechać lub razem z mężem zostać. Widok uciekających znajomych naszych, ich zrujnowanie, codziennie miałam przed oczyma; a przez niedziel trzy w ciągłéj żyjąc niespokojności, doświadczyłam, co może w sercu bia-
- ↑ Nadwieprzni mieszkańcy, czyli mieszkańcy miejscowości położonych nad Wieprzem, bo na tą rzeką leży Drążgów.