mnie tak pani Krakowska radziła, mówiąc: Vous pouvez lui dire tout et il ne vous trahira pas.[1]
Taki to człowiek: aprobował cenę dóbr, o remanentach nie kazał wspominać.
Mniszchowie oboje byli u mnie: więcéj jak kiedykolwiek żona go pilnuje.
Fryz zabawił, że już zastałam króla u obiadu siedzącego; wlazłam jak trusia; miejsce zastałam zostawione dla mnie. Król był smutny, bo Bèkler dziś powrócił z Warszawy, dokąd swoje rzeczy pakować jeździł. Cały czas nowiny prywatne opowiadał. Nie rozumiałam nic z tego i nie znam osób.
Król w mundurze kawaleryi pięknie dziś wyglądał. Po obiedzie te damy starają się, aby mu coś gadać; nic śmieszniejszego, jak wojewodzina podolska w swoim robronie. Jak ona się dusi, aby królowi coś nowego powiedzieć.
Ja sobie w drodze znalazłam książki holenderskie i psalmy Dawida po łacinie i po grecku, pięknéj edycyi, które kozak po zrabowaniu biblioteki Załuskich, przedał na jednéj poczcie do Grodna pocztmistrzowi; te książki zdawały mi się coś dobrego, wzięłam je z sobą do Grodna, aby się poradzić kogo, czy można je kupić. Naśmiali się ze mnie, że łacińskie książki kupuję, a tém bardziéj holenderskie. Była to materya do długiéj konwersacyi. Król mnie egzaminował, dla kogo ja to kupuję i jak mogłam się na tém poznać? Zabawiło to całą kompanią. Kazał król abym po nie posłała, że on sam obaczy i poradzi mi.
Przynieśli książki, które król długo oglądał: i choć Mniszech, Trębecki i Bekler patrzyli, nikt szczerze nie powiedział – a król: „Nie kupuj tego, bo nie wiele warte; są to tylko do kolekcyi księgi i dla amatorów. Książki holenderskie były o rewolucyi w Holandyi; odmiany wiary; jak katolicy lutrów męczyli: co wszystko na kopersztychach wyrażone było. Czwarta była poezye łacińskie, ale nic nie warte.
Potém król w lepszym był humorze i oglądał moje ubranie.
- ↑ Możecie mu mówić wszystko i on was nie zdradzi.