ścia w nocy o czwartéj; lecz nie zajechał, ale przyszedł piechotą w deszcz największy. Uprzedził przyjazd jego dziewięciu godzinami książę Adam Czartoryski, minister interesów zagranicznych i faworyt jego, dla doniesienia rodzicom i poczynienia niektórych dyspozycyi potrzebnych dla bytności cara.
Przyszedł piechotą imperator w wielki deszcz o czwartéj w nocy, każdego to dziwi, nic jednak prawdziwszego. Niemcy, którzy go prowadzili, jeden zbłądził, drugi się upił. A tak imperator wysiadł i szedł długo piechotą z milę dobrą z swoim adjutantem, potem jechał trochę — ale konie cugowe pana Kickiego, tłuste, angielskie, które mu na stacyi dali, ustały nie daleko Puław i waga w karecie złamała się.
Wtenczas wyskoczył młody monarcha i zdybawszy żołnierza moskiewskiego na drodze, kazał się do Puław jemu prowadzić. Żołnierz go poznał; temu żołnierzowi dał 50 rubli.
A tak w tym ekwipażu do pałacu przybył, gdzie wszystko zastał oświecone i w pogotowości. Generał Michelson czekał na niego na sali, pan Dębowski i Orłowski zarządzający dworem księstwa. Śmiał się bardzo mówiąc: „Voyez comme les allemands m’ont conduit.”[1]
Michelson chciał zaraz w nocy obwach postawić na dziedzińcu. Imperator odmówił, mówiąc: „ne suis’ je pas dans une maison d’ami?”[2]
Spał téj nocy na poduszce pana Orłowskiego i w jego pantoflach chodził, i zwoszczyk z brodą fryzował go, bo nikt z dworu jego nie przyjechał był jeszcze.
Nazajutrz 300 ludzi na obwach zaciągnęło i dom księstwa stał się dworem monarchy. Nie było żadnéj stancyi wolnéj w Puławach; — domownicy nawet dawni musieli powyjeżdżać. Wszystko i wszędzie było zajęte, tak wojskiem, jako i generałami, kancelaryami, harmatami, karetami: owo zgoła, czy to sen był czy istota, nie można było zmiarkować.
Chciał imperator nazajutrz pójść sam do księżnéj i przywi-