Strona:Arnsztajnowa i Czechowicz - Stare kamienie.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.
NA OLEJNEJ.

Szybko mrok zapada w ciasnej ulicy,
domy szczytami schodzą się prawie.
Na wąski nieba skrawek
wychynął róg księżyca.
Ocknął się mały Lew, ślepia przetarł leniwie,
wstrząsnąwszy kamienną grzywą,
z płaskorzeźbionej tablicy wytartej
schodzi na nocną wartę.
Tam i napowrót przemierza wąwóz ulicy głębokiej,
czujnie okrąża starą mennicę,
czając się za szkarpą,
śledzi, czy jaki przechera
do półgroszków skarbu
chytrze się nie dobiera.
Cicho. Kroki.
Bijąc się po lędźwiach ogonem,
z pomrukiem wrogim
skoczył Lew z paszczą rozdziawioną.
I nagle
spojrzał w twarz pobladłą
— dziewczyny ulicznej na rogu.