Strona:Arnsztajnowa i Czechowicz - Stare kamienie.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.
KOŚCIÓŁ ŚWIĘTEJ TRÓJCY NA ZAMKU.

Jeszcze po dniu gorącym szorstki mur nie ostygł;
blanki ten blady wieczór bodą, jak osty,
a za wieżą zamkową, w kościoła oknie napłask,
błysnął wodą stojącą księżyca blask.

W ciemnem wnętrzu jest smugą białawego szkliwa.
Niewiadomo, jak taka barwa się nazywa.
Chodzi, chodzi w ciemnościach
ruchomy światła korytarz,
jakby noc palcem srebrnym wodziła niebieska
po gotyckich łuków smukłości,
po freskach.

Dziecko tak palcem wodzi po książce, gdy czyta.

Tu skały malowane są tronem Dziewicy,
gdzieindziej zaś podwójny Chrystus ciemnolicy
w dwa kielichy odmierza wino.

Święci z pustelni, Marjo surowa,
kwiaty kapiące z wnęk odrzwi, nisz,
archaniele, pancerzem jasny — o czem w promieniu śnisz?
Jakie apokalipsy śnią się smokom, orłom?

Żadna trąba nie woła.

Księżyc palce swe cofa w mroku kościoła.

Za szybą migoce Orjon.