Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

Opodal, przy samej drodze, leżały zwłoki Dawsona twarzą do ziemi. Bronił się widocznie do ostatniej chwili, bo trzymał w ręku rewolwer z wystrzelonemi nabojami, obok leżały trupy czterech cipayów, których powalił, zanim go zabić zdołali.
Stałem nad temi ciałami, nie wiedząc, co począć ze sobą, gdy nagle ujrzałem kłęby dymu wychodzące z siedziby Abela White.
Zdala widać było krążące dokoła czarne, dzikie postacie. Kilku Indyan dostrzegło mnie; dwie kule świsnęły mi nad uchem. Wówczas, nie namyślając się długo, wpadłem w pobliską dżunglę i oparłem się dopiero o mury Agry.
Lecz i w tem mieście panowały nieporządki. Cały kraj był wzburzony. Gdzie tylko Anglicy zdołali się skupić, zawsze odnosili przewagę, lecz garstka ich była szczupła, kilkuset ludzi musiało się potykać z rozwścieczonemi milionami, albowiem walczyliśmy przeciwko własnym wojskom — piechota, kawalerya i artylerya zwracała przeciwko nam broń, którąśmy obdarzyli jej szeregi.
W Agra skupiony był 3-ci pułk strzelców bengalskich, dwa plutony kawaleryi, jedna baterya piechoty i kilka Sikhsów. Stworzono nadto korpus ochotników, wpisałem się do niego, pomimo nogi drewnianej.
W pierwszych dniach lipca wyruszyliśmy naprzeciw buntownikom i rozgromili ich pod pod Shahgunge, lecz brak amunicyi zmusił nas do odwrotu.
Zewsząd dochodziły groźne wieści i nie dziw, bo znajdowaliśmy się w samym środku zbuntowanego kraju. Mogliśmy się jedynie oprzeć o Lucknow, odległe od Agry o 300 kilometrów na wschód i o Cownpore, oddalone o tyleż w południowym kierunku.
W całej okolicy mówiono tylko o mordach, pożogach i grabieżach.
Agra jest dużem miastem, zaludnionem fanatykami. Na-