Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.



ROZDZIAŁ XVI.
Zakończenie.

Gdy Small skończył, zapanawało krótkie milczenie.
— Ciekawą opowiedziałeś nam historyę — rzekł wreszcie Sherlock Holmes. — Trudno o stosowniejsze ramy do takiego obrazu. Z ostatniej jednak części pańskiego opowiadania nie dowiedziałem się nic nowego, chyba to tylko, żeś sam sznur przyniósł. Ale prawda, sądziłem, że Tonga wypuścił już wszystkie swoje strzały, tymczasem miał jeszcze jedną i godził nią w nasz statek.
— Wistocie zgubił wstrzystkie strzały, oprócz tej jednej, bo miał ją w łuku.
— Panie Holmes — rzekł Athelney Jones — potrafisz pan nakazać dla siebie posłuch; oddaję sprawiedliwość pańskim zasługom i talentowi, ale obowiązek obowiązkiem. Już i tak zadługo folgowałem pańskim życzeniom i póty nie będę miał spokoju, dopóki ten nasz bajarz nie zostanie zamknięty na trzy spusty. Dorożka czeka przy bramie, dwóch agentów na dole. Dziękuję wam, panowie, za wasz łaskawy współudział; ma się rozumieć, będziecie musieli stawać, jako świadkowie. Tymczasem dobrej nocy.
— Dobranoc panom — rzekł Jonatan Small z najlepszą miną.