mogliśmy jednak zgodzić się w kwestyi podziału, doszło niebawem do sprzeczki. Nagle Morston, w porywie gniewu, zerwał się, przyłożył rękę do serca, zbladł okropnie i padł na ziemię, raniąc sobie głowę o róg skrzyni okutej, zawierającej nasze skarby. Rzuciłem się, aby go podnieść, lecz, niestety, spostrzegłem, że już nie żyje.
„Przez chwilę stałem oszalały, nie wiedząc, co począć. Chciałem wzywać pomocy, lecz przyszło mi na myśl, że mogę być posądzony o morderstwo.
„Ta śmierć po kłótni i rana w czole zwracałyby na mnie podejrzenia. Przytem śledztwo wykryłoby okoliczności, odnoszące się do skarbu, a chciałem tego uniknąć.
„Morston powiedział mi, że nikt nie wie, gdzie się udał. A zatem odnalezienie było trudnem.
„Gdym tak myślał, ujrzałem na progu Sal-Chowdara. Wszedł po cichu i drzwi na klucz zamknął.
„— Niech się Sahib nie boi — rzekł — nikt nie będzie wiedział, że to ty go zabiłeś. Ukryj trupa.
„— Ależ ja go nie zabiłem — rzekłem przerażony.
„— Słyszałem wszystko, Sahib — odparł — słyszałem kłótnię, a potem uderzenie. Ale ja mam pieczęć na ustach. Wszyscy w domu śpią. Zakopiemy go razem.
„Te słowa położyły kres moim wahaniom. Jeżeli mój własny sługa nie wierzył w moją niewinność, jakże mogłem się spodziewać, że przekonam o niej dwunastu głupich sędziów przysięgłych?
„Nie tracąc więc chwili, przy pomocy Sal-Chowdara ukryłem zwłoki. W kilka dni potem wszystkie gazety londyńskie rozpisywały się o tajemniczem zniknięciu kapitana Morstona.
„Nie mogę sobie darować jednej rzeczy, a mianowicie, żem ukrył nietylko zwłoki, ale i skarb również, żem zatrzymał część przypadającą na Morstona, jak gdyby była moją własną.
„Dziś żałuję tego serdecznie i pragnę złe naprawić. Przyłóż ucho do moich ust, powiem ci: skarb jest ukryty...
Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.