strzegłem na jej twarzy bladość śmiertelną. Nalałem jej wody szklankę, wypiła, spoglądając na mnie z wdzięcznością.
Sherlock Holmes siedział rozparty i udawał, że nic nie widzi i nie słyszy, wiedziałem jednak, co się ukrywa pod temi pozorami obojętności. Nie dalej niż dziś rano uskarżał się na brak wrażeń, na jednostajność życia; teraz musiał być zadowolony, gdyż staliśmy wobec trudnego problematu. Trzeba było nielada przenikliwości, aby go rozstrzygnąć.
Pan Tadeusz Sholto spojrzał na każdego z nas kolejno, aby się przekonać, jakie słowa jego zrobiły na nas wrażenie i ciągnął dalej:
— Obaj z bratem byliśmy mocno zaciekawieni tym skarbem i postanowiliśmy go odnaleść. Przekopaliśmy cały ogród wzdłuż i wszerz, lecz bez żadnego skutku. O bogactwie skarbu mogliśmy wnosić z pereł naszyjnika. Ten naszyjnik stał się powodem sprzeczki. Perły miały wielką wartość i brat mój nie chciał się ich pozbywać, gdyż, mówiąc między nami, Bartłomiej odziedziczył główną wadę ojca. Dla upozorowania swej chciwości wmawiał we mnie, że jeśli oddamy naszyjnik, wznieci to ludzkie domysły i gawędy i może nam wiele przykrości sprowadzić. Tyle jednak wskórałem, że mi pozwolił odszukać adres miss Morston i przesyłać jej po jednej perle w pewnych odstępach czasu.
— To myśl zacna — dziękuję panu za nią serdecznie — rzekła panienka.
Mały człowieczek złożył ręce, jak do modlitwy.
— Byliśmy tylko depozytaryuszami połowy skarbu — odparł — tak przynajmniej zapatruję się na tę sprawę, choć Bartłomiej jest innego zdania. To, co nam major zostawił, przedstawia i bez tego znaczną fortunę. Nie żądałem większej. Zresztą nie chciałem krzywdzić kobiety. Bądź co bądź, rozterka pomiędzy nami z tego powodu tak się zaostrzyła, że uznałem za stosowne opuścić Pondichéry Lodge i wraz z Williamsem i starym Kilmutgar zamieszkałem tutaj. Życie płynęło mi tu spokojnie i cicho, gdy nagle wczoraj dowiedziałem się, że
Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.