Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VII.
Beczka.

Wziąłem dorożkę, którą przybyła policya, aby odwieźć miss Morston.
Gdym zeszedł na dół, zastałem ją pocieszającą mrs. Bernstone. Dopóki moc ducha była jej potrzebną, dopóty miss Morston nie dała się zmódz żalowi, lecz skoro tylko usiedliśmy w dorożce, zemdlała z wyczerpania, a przyszedłszy do siebie i przypomniawszy sobie wypadki tej strasznej nocy, płaczem wybuchła.
Nieraz potem mówiła mi, że byłem dla niej bardzo chłodny i obojętny w tej podróży. Kochana dziewczyna! nie domyślała się, ile mnie kosztowała ta obojętność udana, jak musiałem wstrzymywać objawy gorącej sympatyi.
Gdybyśmy się widywali przez całe lata w zwykłych warunkach, wśród konwenansów światowych, nie poznałbym tak gruntownie owej natury łagodnej, a dzielnej, jak w ciągu tych kilku godzin, które wykazały wszystkie przymioty tej wzniosłej duszy.
Lecz podwójny skrupuł wstrzymywał na moich ustach słowa tkliwe, któremibym tak chętnie ją obsypał.
Naprzód była pod moją opieką, sama bezbronna i słaba i wynurzać jej gwałtowną miłość w takiej chwili poczytywałbym za ubliżenie i nadużycie zaufania.