krótkiem wahaniu wziął cukier z mojej ręki i poszedł za mną do dorożki.
W chwili, gdy mój wehikuł zatrzymał się przed Pondichery Lodge na zegarze parlamentu biła trzecia.
Dawny atleta Mac Murdo był już aresztowany razem z p. Sholto. Dwóch agentów strzegło drzwi wchodowych, ale mnie przepuścili. Zastałem Holmesa w ogrodzie, palił fajkę.
— A! więc przyprowadziłeś Tobyego! — zawołał. — Ashelney Jones już odjechał, rozwinąwszy szaloną energię. Kazał aresztować naszego przyjaciela Tadeusza, odźwiernego, szafarkę, oraz Indyanina. Mamy do rozporządzenia dom cały. Jeden tylko agent jest na górze. Pójdziemy tam, pies tu zostanie.
Uwiązaliśmy wyżła do stołu w sieni i weszliśmy znowu na schody.
Wszystko w pokoju leżało na tem samem miejscu, co przedtem, tylko przykryto zwłoki całunem. Policyant drzemał w kącie.
Mój towarzysz poprosił go o pożyczenie mu ślepej latarki.
— Zawieś mi ją pan na sznurku u szyi — rzekł do mnie. — Dziękuję. Zdejmę buty i skarpetki, bo czeka mnie gimnastyka. Pan będziesz tak uprzejmy i spuścisz mi obuwie. A teraz umaczaj moją chustkę w smole. Dobrze. Pójdziemy na strych.
Wsunęliśmy się tam przez otwór w suficie. Holmes skierował światło latarni na ślady, pozostawione wśród kurzu, i raz jeszcze obejrzał je starannie.
— Chcę, żebyś się pan przypatrzył temu odbiciu — rzekł. — Czy nic osobliwszego nie dostrzegasz?
— To ślady stóp dziecka, lub też drobnej kobiety.
— A po za tem nic w nich nie widzisz?
— Coprawda, to nic.
— Przyjrzyj się lepiej. Oto w kurzu odbicie nogi prawej, stawiam przy niej moją prawą nogę. Czy nie dostrzegasz różnicy?
Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.