mnie równie dobrze na trop wprowadzić, lecz że ta droga jest najprostszą, więc ją obieram.
— Zachwycasz mnie pan swoją przenikliwością — zawołałem — a trzeba jej było w tym wypadku jeszcze więcej, niż w sprawie Jeffersona Hope. Tutaj tajemnica jest trudniejsza do przeniknięcia. Jakimże sposobem mogłeś pan odtworzyć rysopis człowieka o drewnianej nodze?
— Ależ, mój drogi, to takie proste, jest to niemal abecadłem sztuki, której poświęciłem się dobrowolnie. Nie chcę przed panem jasnowidzącego udawać i oto jak ja sobie tę rzecz tłómaczę. W pewnej miejscowości karnej dwóch oficerów, dowodzących załogą, dowiedziało się o ukrytym skarbie. Anglik, niejaki Jonatan Small, nakreślił plan miejscowości, w której skarb zagrzebano. Przypominam sobie, że widzieliśmy to nazwisko na dokumencie znalezionym wśród papierów kapitana Morston, między podpisami wspólników. Dzięki temu planowi, dwaj oficerowie, a właściwie jeden, odgrzebuje skarb i przywozi go z sobą do Anglii, uchybiając tem jednemu z warunków umowy, zawartej pomiędzy stowarzyszonymi. A teraz: dlaczego Jonatan Small nie otrzymał należnej sobie części skarbu? Odpowiedź na to łatwa i prosta. Dokument, który mamy w ręku, datowany jest z czasów, gdy Morston miał ciągłe zetnięcie z galernikami. Jonatan Small i jego towarzysze byli wówczas w ciężkich robotach i jako do miejsca przykutych pozbawiono ich należnego działu.
— Ależ to wszystko opiera się na niepewnych hypotezach — zauważyłem.
— Jest to jedyne możliwe objaśnienie faktów; przekonamy się w następstwie, czy się omyliłem. A teraz snuję dalej swoje wnioski: major Sholto przez lat kilka używał w spokoju zdobytych skarbów. Ale pewnego dnia otrzymuje list z Indyj, który go przyprawia o silne wzburzenie.
„Cóż mógł ten list zawierać? Nic innego, jak tylko wiadomość, że pokrzywdzeni przez niego galernicy zostali wypuszczeni na wolność, lub też umknęli. To ostatnie jest pra-
Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.