Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

nie jest wplątany w tak dziwną przygodę, jak my dwaj... Jakże człowiek jest drobnym pyłkiem we wszechświecie! Jego ambicye są tak błahe, dążenia tak poziome w porównaniu z potężnemi siłami przyrody... A jednak to właśnie, że człowiek ocenia swą marność, dowodzi, iż nie jest on tak marnym. Carlyle powiada, że poczucie własnej słabości świadczy o istotnej sile... Ale à propos, czy wziąłeś pan ze sobą rewolwer?
— Nie, mam tylko laskę.
— Jeśli dotrzemy do jaskini łotrów, to broń może nam być potrzebną. Tobie oddam Jonatana, sam zaś biorę na siebie tamtego. Gdyby chciał pokazywać zęby, jak psa go zabiję.
Przy tych słowach wyjął rewolwer, nabił go i schował znowu do kieszeni.
Tymczasem, idąc za naszym przewodnikiem, Toby, zbliżaliśmy się do stolicy wązkiemi uliczkami. Toby biegł prosto przed siebie z nosem przy ziemi, nie rozglądając się ani na prawo, ani na lewo, od czasu do czasu warczał radośnie, co nam wskazywało, że pewien jest swego.
Przeszliśmy w ten sposób Streatham, Brixton; Camberwell, znajdowaliśmy się w alei Kensington, dotarłszy tam wązkiemi uliczkami. Tropieni złoczyńcy chcieli widocznie zmylić pościg, zakreślając najrozmaitsze zygzaki. Ilekroć spotkali po drodze boczną uliczkę, idącą równolegle z główną, to w nią skręcali niechybnie.
Na końcu alei Kensington wzięli się na lewo. Na rogu Knight’s place Toby zawahał się, pobiegł naprzód, zawrócił, jedno ucho zwiesił, drogie nastawił, wyrażając tem jakby niepewność, wahanie. Wreszcie zaczął krążyć w kółko, spoglądając wciąż na nas.
— Co mu się stało? — mruknął Holmes. — Chyba nie wsiedli do dorożki, ani też puścili się balonem.
— Może tu się zatrzymali na chwilę — poddałem.
— No, dzięki Bogu, znowu biegnie — rzekł mój towarzysz z radością.