Sherlock obejrzawszy ją starannie, kazał zdjąć zieloną latarnię, po której można było poznać jej przeznaczenie.
Jones, Holmes i ja usiedliśmy z tyłu, jeden człowiek sterował, dwóch rosłych agentów zajęło miejsce na przedzie.
— Dokąd płyniemy? — spytał Jones.
Pytanie to zdziwiło mnie, bom sądził, że ja tylko nie jestem wtajemniczony w cel wyprawy.
— Płyniemy do Wierzy — brzmiała odpowiedź. — Każ im pan stanąć naprzeciwko składów drzewa Jacobsona.
Pędziliśmy, jak strzała, wyprzedzając liczne gabary, a nawet parowczyki. Holmes uśmiechał się z zadowoleniem.
— Widzę, że możemy zdystansować wszystkie statki, krążące po Tamizie.
Wszystkie, to za wielkie mniemanie o naszym statku — odparłem — ale mało który może z nim iść w zapasy.
— Ścigamy „Aurorę,“ a jest to kliper pierwszorzędny — oświadczył. — Ale muszę ci opowiedzieć Watsonie, jak stoi nasza sprawa. Pamiętasz, żem był zły na tę nieznośną zwłokę.
— Nie dalej jak dziś rano byłeś wściekły.
— A wiesz zkąd ta reakcya? Oto poprostu dałem mózgowi wypoczynek należny, zagłębiając się w chemiczną analizę. Wszak jeden z naszych wielkich mężów stanu powiedział, że najlepszym odpoczynkiem jest zmiana zajęć. Jest to prawdą niezbitą. Gdym ze wszystkich stron rozważył swoją własną hypotezę, począłem zastanawiać się nad tą sprawą z innego punktu widzenia. Nasi malcy przetrząsnęli obydwa wybrzeża Tamizy bez skutku. Szalupa nie stała w żadnej z przystani, przy żadnym pontonie, a jednak nie powróciła jeszcze. Nie mogłem przypuścić, aby ją zatopili dla lepszego zatarcia śladów, choć to przypuszczenie chowałem w odwodzie, gdyby mnie inne zawiodły. Wiedziałem, że Small już oddawna przebywał w Londynie, że miał wciąż na oku Pondichery Lodge, nie mógł więc odjechać raptownie, bez poprzedniego uregulowania interesów, co by mu zajęło najmniej dzień jeden.
— Pańskie rozumowanie wydaje mi się nielogicznem.
Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.