Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

sób indyjski. W niej to zapewne mieścił się skarb majora Sholto. Brakło jednak kluczyka.
Przenieśliśmy szkatułkę do naszej kabiny, poczem odpłynęliśmy w górę ręki, Nasza latarnia oświetlała wodę, nigdzie jednak nie mogliśmy dojrzeć małego Audamańczyka. Tamiza pochłonęła ów potwór zamorski i ukrywała go zazdrośnie w swych nurtach.
— Patrz-no Watsonie — rzekł Holmes, wskazując nam jedną ze ścian naszej szalupy. — Wystrzeliliśmy w porę — dodał.
Jakoż w drzewie za naszemi głowami zobaczyłem jeden z owych kolców, o którego zabójczych własnościach mieliśmy sposobność się przekonać.
Owa zatruta strzała przemknęła widocznie pomiędzy nami w chwili, gdyśmy dawali ognia.
Drgnąłem, przejęty strachem i grozą.
Uniknęliśmy strasznej śmierci.