Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

pana — dodał — spełniłeś swój obowiązek, ale przyznaj pan, że trudno wyrzec się udziału w dwunastomilionowym skarbie, zwłaszcza, gdy się spędziło pół życia w ciężkich robotach na archipelagu Audamańskim, a ma się zapewne spędzić drugą połowę na galerach w Dortmoor. Przeklinam dzień, w którym poznałem kupca Achmeta i po raz pierwszy usłyszałem o skarbie z Agra. Ten skarb sprowadził same nieszczęścia na wszystkich tych, którzy go mieli w swych rękach. Achmet został zamordowany, major Sholto żył w ciągłej obawie, jego syn zabity, a ja zakosztuję znowu ciężkich robót!...
W tej chwili wszedł Jones do kabiny.
— Wieczorek rodzinny — rzekł jowialnie — gawędka poufna. Podaj mi flaszkę Holmesie, bo mi w gardle zaschło... No, możemy sobie powinszować nawzajem. Co za szkoda, że nie zdołaliśmy wyłowić tamtego. Przyznaj, Holmesie, że ci szczęście sprzyjało w tym pościgu.
— Przyznaję i cieszę się; nie myślałem, ze „Aurora“ mknie tak szybko. Smith dowodzi, że żaden inny statek na Tamizie nie zdoła się z nią mierzyć i powiada, że gdyby miał lepszego pomocnika, nie dopędzilibyśmy go z pewnością. Klnie się, że nic nie wiedział o tej sprawie w Norwood.
— I prawdę mówi — zawołał więzień — nie maczał palców w tem smutnem zajściu. Wybrałem jego szalupę, bo mi powiadano, że żadna inna nie może jej w szybkości wyrównać, ale nie wtajemniczaliśmy właściciela w nasze zamiary. Obiecałem mu tylko grubą zapłatę, jeśli dotrzemy szczęśliwie do Gravesend, gdzie mieliśmy wsiąść na parowiec „Esmeraldę,“ wyruszający do Brazylii.
— Jeżeli ten człowiek niewinny — rzekł Jones — to nic mu się złego nie stanie. Szybko aresztujemy ludzi, lecz nie śpieszymy się tak bardzo z karami.
Śmiech mnie brał na widok protekcyonalnej miny Jonesa, który tak się zachowywał, jak gdyby cała zasługa schwytania szalupy ze skarbem przypadała jemu w udziale.