Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/105

Ta strona została skorygowana.

się wstecz, a wioślarze zaprzestali wiosłować. Z luk brygu wydobyły się kłęby dymu. Po chwili zobaczyliśmy, że bryg przechylił się na prawy bok, drgnął, zakołysał się i począł gwałtownie się pogrążać. Słychać było plaśnięcia żagli uderzających o wodę. W dwie minuty później statek już zniknął pod wodą.
— Dobrze to było obmyślane, Silverze — zauważył mój dziadek. — Niech mnie kule biją, ale z asana człek sprawny. W drogę, chłopcy!
Skinął na mnie przez całą długość łodzi.
— Sądzę, że rozumiesz, co to oznacza, Robercie. Z Nowego Jorku — zważmy to — zniknął pewien młodzik, jednocześnie zaginął pewien bryg. Niejednemu przyjdzie na myśl, by skojarzyć z sobą oba zniknięcia. Po morzach jeździć będą fregaty, szukając pewnego brygu — ale brygu już nie będzie.
Wioślarze zaśmiali się głośno. Ja nic nie odpowiedziałem — cóż miałem odpowiadać? Czułem się zgoła bezradny.
Gdyśmy dojechali do Jakóba i przymocowaliśmy łódkę, nad burtą pojawił się cały rząd spoglądających na nas twarzy ludzkich; pomimo odległości można było rozpoznać skład okrętowej załogi. Widziałem tu Portugalczyków, Finów, Skandynawów, Francuzów i Anglików tuż obok murzynów, Maurów, Indjan i skośnookich żółtych ludzi. Co jednak sprawiło na mnie największe wrażenie, to panująca tu niezmierna cisza, — tem szczególniejsza, że wiatr doniósł do naszych uszu zgiełk nawoływań, radosnych okrzyków, przekleństw i złorzeczeń, jakiemi o kilkaset sążni od nas załoga Konia morskiego przyjmowała łódź Bonesa.
Murray stanąwszy na pierwszym szczeblu drabiny, skinął na mnie.
— Na górę, siostrzeńcze! Piotr też pójdzie za mną. Reszta wróci na pokład Konia morskiego.
Darby uchwycił mnie za rękę, gdym powstał.
— Hej — hej! serce mnie boli, że się z waszmością rozstaję, panie Bob! — zawołał. — A zdawało się, że gdy

93