Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/110

Ta strona została skorygowana.

ną odzież, jaką naszali wyżsi służebnicy. Ujrzawszy nas stanął jak wryty.
— Postaw tacę na stole, Gunn, — polecił dziadek. — Oto mój cioteczny wnuk, pan Ormerod, a to jego przyjaciel, pan Corlaer. Będą naszymi towarzyszami podróży.
Gunn potarł czuprynę i ukłonił się nisko.
— Uniżony sługa waszmościów — odezwał się. — Benn Gunn rad jest waćpanów powitać i wyrazić wam swe uszanowanie. Proszę powiedzieć, jakich trunków panowie sobie życzą, a przyniosę je zaraz z winiarni.
— Pamiętaj o jedzeniu, Gunn — rzekł Murray. — Kapitan Flint też przybędzie na okręt.
Benn Gunn przechylił głowę w bok.
— No, to trzeba rumu! — napomknął. — I to dużo rumu. Zdaj to waszmość na Benna, panie kapitanie.
Znów w się skłonił, poskrobał się w czuprynę i wskoczył na korytarz, szczebiocząc coś do siebie jak głupiuśkie dzieciątko.
— To mój podstoli — objaśnił dziadek. — Będzie on na wasze usługi, gdyby było czego potrzeba tobie, Robercie, lub tobie, przyjacielu Piotrze. Możecie też wyręczać się murzynami, kiedy chcecie.
— Ten człowiek jest chyba niespełna zmysłów? — zapytałem.
— A jakże! — odpowiedział Murray, próbując czekolady.
— Zdaje mi się. że niebezpiecznie to trzymać takiego prostaczka tak blisko siebie.
Dziadek uśmiechnął się.
— Bardzo się mylisz, mój chłopcze. Właśnie dlatego wziąłem sobie go za sługę, że wcale nie potrafi szpiegować. Do mych celów bardziej mi się on przydaje, aniżeli najmędrsi z naszej załogi.
Tu przerwał.
— Ta czekolada nie jest tak pysznie przyrządzona, jak ta, którą przyrządzał Silver. To-ci człek niezwykły, łepak co się zowie... takiemu człowiekowi, Robercie, nie pozwalam nigdy na bliższe przestawanie ze mną. Doprawdy, jeżeli masz cierpliwość i ochotę badać charakter mych oficerów i załogi, z którą wejdziesz w styczność, je-

98