Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/125

Ta strona została skorygowana.

— Asan uprzedzasz wypadki — tak zgromił on swego sprzymierzeńca. — Na razie jeszcze niema potrzeby dawać zakładnika. Teraz popłyniemy na Rendez-vous; całe tygodnie, ba, miesiące przeminą, zanim będę mógł wyruszyć na zachód w kierunku Hispanioli.[1] Mamy więc dość czasu, by mówić o wydaniu ci zakładnika.
Przez chwilę zanosiło się na to, że Flint sprzeciwi się temu zamiarowi, ale wkońcu widocznie uznał, że nie warto było wszczynać nowego sporu na ten temat.
— Niechże tak będzie, — burknął. — Na wyspie omówimy tę rzecz szczegółowo. A, niechże mnie!... — ozwał się nagle z radością; — widziałem, że nie nadarmo zdobyliśmy sobie tego rudowłosego chłystka! Jest-ci on nam nieomylną zapowiedzią szczęścia!
I chwiejnym krokiem wytoczył się z kajuty, tupiąc, trzaskając drzwiami i szafując hojnie przekleństwami, aż dostał się na pokład i krzyknął na swych wioślarzy, by odwieźli go z powrotem na pokład Konia morskiego.






  1. Haiti. (Przyp. tłum.)
113