Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/128

Ta strona została skorygowana.

tobie szczere i serdeczne przywiązanie — i to pomimo zniewag, jakiemi mnie obrzucasz, nie zważając na różnicę wieku pomiędzy nami.
Zostałem zapędzony w kozi róg, wszakże nie dałem się tem pokonać.
— Gdyby to był jedyny zarzut przeciwko honorowi waszmości... o ile, doprawdy, można mówić o honorze rozbójnika...
— A czemużby nie? — rzekł ów ostro. — Honor pojmuję jako wierność samemu sobie i hasłom etycznym, jakie człowiek stawia sobie jako drogowskaz w życiu, przez które przechodzimy tak niepewną stopą.
— Zatem jeżeli kto postępuje nieuczciwie względem wszystkich z wyjątkiem siebie samego, tedy broni swojego honoru?! — obruszyłem się.
— Przekręcasz moje myśii — odparł dziadek. — I za jedynym tchem poruszasz drugie jeszcze zagadnienie: Co jest nieuczciwe — a co uczciwe? Jakem ci wpierw mówił, biorę od tych, którzy mają dużo, od tych, którzy łupią innych. Nie jestem bardziej nieuczciwy, jak ów Wilhelm Normandzki, który podbił Anglję i wydzierżawił ją swym baronom w nagrodę za okazaną pomoc.
— Wasza miłość jesteś zręczny w słowach, — zadrwiłem, — ale i ja nie dam się zjeść w kaszy. Co waćpan powiesz o swoich sztuczkach, któremi skusiłeś O‘Donnella, by wystawiał na szwank własną córkę, zabierając ją na ów okręt ze skarbami? Czy, wedle twego zdania, jest to rzecz uczciwa namówić głupowatego, narwanego kamrata, by zabrał niewinne dziewczątko z klasztoru, włóczył je po całym świecie, a następnie celem osłonienia nędznego spisku wtrącał ją w towarzystwo takich łotrów, jak Flint i jak waszmość sam?
Dziadek, zamiast, jakom się spodziewał, unieść się gniewem, wpatrywał się we mnie z wielką powagą przez cały czas tej perory, a w oczach miał wyraz dziwnej przenikliwości.
— Asan jak mi się zdaje widziałeś już tę dziewczynę, — zagadnął.

116