Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/129

Ta strona została skorygowana.

— Spotkałem ją przypadkowo. Ja to nie dopuściłem, by ona miała wchodzić do oberży pod Głową Wielorybią, szukając swego ojca.
— Dobrześ postąpił — pochwalił mnie dziadek gorąco. — A czyś z nią rozmawiał? Powiedz-że mi, Robercie, co to za dziewczyna?
— Niczego sobie, ładna, — odpowiedziałem, zachodząc w głowę, do czego zmierza to pytanie.
— A czy panna w dobrym tonie? — nalegał dziadek. — Nigdym jej jeszcze nie spotykał.
— W mowie zatrąca akcentem irlandzkim.
— Ale czy jest miła w obejściu? Wytworna dama?
— Tak jest.
Benn Gunn wniósł kurczę na salaterce, a dziadek wziął się do krajania. To-ci była uciecha patrzeć, jak rozjaśniła się głupawa twarz Piotra! Murray krając pieczyste, mówił dalej:
— Ma to być podobno urocza panienka, Robercie. Zacna krew płynie w jej żyłach. Jej matka była młodszą siostrą księcia Leitrin, a jej dziadek po mieczu był młodszym synem lorda Donegal. Będzie-ć ona w wielkich łaskach u dworu, gdy król Jakób powróci do Białego Dworu.
— O ile powróci! — zadrwiłem. — Dziwię się, że waszmość możesz obchodzić się tak srogo z panną tak szlachetnie urodzoną.
— Srogo? — potwierdził dziadek, odrywając wzrok od krajania kurczęcia. — Skądże aść to przyszło do głowy.
— Ech, zaprzestańcie już waszmość tych bezecnych oszukaństw i matactw! — krzyknąłem na cały głos. — Mówiłem już waszmości, że wiem, iż macie ją wciągnąć na pokład swego okrętu, skoro zdobędziecie Santissima Trinidad. Cóż jej wtedy pomoże książę Leitrim i lord Donegal i Jakób Stuart i cała koligacja katolickiej szlachty? Ba? Mogę się gniewać na wasze ze mną postępowanie, panie Murray. Ale przymuszać dziewczę, nieledwie dziecko, by żyła w tem nawodnem piekle i była narażona na hołdy ze strony Flinta i jego baranków!...
Dziadek zacisnął wargi.

117