— On zna waćpana, ja — odpowiedział Piotr.
Murray skinął głową.
— Tak, to było przyczyną i dlategoś to spostrzegł, Piotrze; nienadaremnie żyłeś wśród Indjan czerwonoskórych. Ale nie jest-ci to odpowiedź na zapytanie mego wnuka Roberta. Moja to wina, że jesteś tak mało uświadomiony, Robercie, przeto postaram się błąd ten naprawić. Nie myślałem bynajmniej cię zwodzić, gdym ci opowiadał, iż porwałem cię z Nowego Jorku dlatego, że potrzeba mi było twej pomocy; jest to tak dalece prawdą, że zawahałem się wyznać tobie, iż muszę zyskać twe poparcie, zanim zdołam wykonać którykolwiek z mych późniejszych zamysłów, zmierzających do polepszenia twego stanowiska w świecie. Koniec końców, Robercie, w chwili obecnej potrzebuję ciebie więcej, niżbyś ty mógł mnie potrzebować, a oddanie ciebie w zakład Flintowi jest najmniejszą usługą, jakiej po tobie się spodziewam.
— Szczerze waszmość mówisz, — odparłem; — przeto nie będę ci dłużny w odpowiedzi. Powiedziałem już waszmości, że nie przyłożę ręki do korsarskiego rzemiosła; tego też dotrzymam. Zabieranie okrętu ze skarbem jest — —
— Zatrzymaj się, zatrzymaj się — przerwał dziadek. — Zanim pofolgujesz znów językowi, pozwól, niechno ja ci opowiem swe dzieje. Proszę was tylko, byście utrzymali to w tajemnicy przed wszystkiemi ludźmi, znajdującymi się na obu naszych okrętach.
— Obiecuję dochować tajemnicy — odezwałem się.
— Ja — powtórzył mi Piotr.
— Niech tak będzie.
Wstał od stołu i podszedłszy do kredensu w ścianie, wyjął zeń zwiniętą mapę, którą rozpostarł na stole przed nami, odsuwając na bok talerze i szklanki. Na pierwszy rzut oka poznałem, że była to mapa obejmująca morze Karaibów, wielkie Morze Hiszpańskie[1] oraz wieniec wysp od cypla Florydy aż do Brazylji.
— To celem lepszego zrozumienia — napomknął. — Moje dzieje rozpoczynają się w Europie, to też narazie obejdziemy się bez mapy. Twój ojciec, Robercie, mając
- ↑ Atlantyk.