— W takim razie nie chcę mieć nic wspólnego z całą tą sprawą! Powiedziałem, że stanę przeciwko wam, jeżeli będziecie mordować bezbronnych!
Powstrzymał mnie skinieniem ręki.
— Spokojnie, spokojnie! W każdym razie nie możemy wlec za sobą całej zgrai Hiszpanów, a...
Zawahał się.
— Trzeba zabezpieczyć O‘Donnella — zakończył.
— Przeciwko czemu?
— Przeciw przydługim językom. Powiedziałem ci, że o jego współudziale nigdy nie powinno być wiadomo. Santissima Trinidad zginie, a wraz z nią zginie skarb i cała załoga. Niema innego sposobu.
— Ale jeżeli O‘Donnell i jego córka ocalą się i dotrą do Europy, wówczas niezawodnie zaczną się szerzyć plotki — zwróciłem uwagę.
— To prawda, — zgodził się; — ale oni będą mieli już w zapasie jaką bajdę, zapomocą której zdołają się wyłgać. Naprzykład powiedzą, że rozbił się okręt, a oni samowtór zdołali dostać się na ląd.
— Któż temu da wiarę? — wtrącił Piotr z pogardą.
— Cóż możemy ponadto uczynić? — żachnął się Murray.
— Bierzcie skarb, jeśli konieczna, — odpowiedziałem wymijająco; — ale nie kalajcie rąk swoich krwią ludzi, którzy wam w niczem nie zawinili.
— I tak, według wszelkiego prawdopodobieństwa, zniewolony będę paru z nich zabić — odparł mój dziadek. — Jakaż różnica między tym postępkiem, a wycięciem ich co do nogi?
Przypomniałem sobie dreszcz zgrozy, z jakim nawet najzagorzalsi zwolennicy króla Jerzego słuchali opowiadania o wymordowaniu Szkotów, rannych pod Culloden.
— Nie waszmość jeden będziesz musiał ponosić opłakane następstwa takiego uczynku — próbowałem znów z innej beczki. — Rzuci on niestarte piętno na waszą sprawę. Żaden uczciwy Jakobita nie będzie mógł już odtąd nazywać Cumberlanda mężobójcą. Dalibóg, o ile znam pannę O‘Donnell, to i ona wzdragałaby się przyłożyć ręki do tak potwornej zbrodni. Bądź waszmość przekonany, że czyn
Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/139
Ta strona została skorygowana.
127