Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/142

Ta strona została skorygowana.

na obczyźnie! Rozpalimy wici ogniste — od końca do końca — przez całą długość i szerokość Trzech Królestw! A wtedy górą Biała Kokarda!... Wówczas nikt już ani nie piśnie o piratach! Będą wtedy mówić o księciu Jedburgh, markizie Cobbielaw, o hrabi i baronie Broomfield, tak! i parostwo angielskie przypadnie nam w zdobyczy! Wysoko zajdziemy, Robercie, — tak, na same szczyty!
Naraz urwał, a w oczach wygasł mu żar podniecenia.
— Piękne to majaki roi sobie nieszczęśliwy starowina... co, chłopcze, hę! Wspomnij sobie me słowa, gdy posłyszysz, jak tłumy witają nas na ojczystem wybrzeżu.
Jużem prawie był skłonny wierzyć mamidłom tego morskiego banity. Ale Piotr rozwiał ten urok czarnoksięski.
— Ja osobiście nie wieszę w senne wiciadła — ziewnął Holender. — Neen.
Murray wlepił w niego wzrok roziskrzony.
— Mniejsza o to, w co ty wierzysz, Corlaerze! — rzekł węzłowato i wyszedł z kajuty.
Piotr łyknął okowity i zapiszczał:
— Ten Murray to niepoprawny maszyciel. Ja, przez całe szycie on tylko maszy i maszy. Maszył i przedtem, gdi bił się ze mną i z twoim ojcem, Bobie. Nie dobsze to śnić za wiele, neen.
I westchnął.
— Już mi się szołądek poprawił. Mosze dokończimy kurczęcia, ja?






130