— Dobrzeście postąpili, Robercie. Piotr nie osądzał przesadnie niebezpieczeństw, jakie wyniknąć mogły z takiego położenia.
— Zdaje się, że i waszmość nie czujesz się sam bezpieczny, — odpowiedziałem zgryźliwie, — bo strażom, ustawionym na pokładzie, dano rozkaz, by strzelały do każdej nadjeżdżającej łodzi.
— Istotnie, nie czuję się bezpiecznie, — potwierdził z niewzruszonym spokojem me słowa. — Prawda, że byłbym zdziwiony, gdyby nasi kamraci z Konia morskiego próbowali nas napadać, ale nadto wiele miałem do czynienia z ludźmi narwanymi, zwłaszcza gdy są w stanie nietrzeźwym, bym nie liczył na tę możliwość, że oni gotowi ważyć się na wszelkie zuchwalstwo, jakie im strzeli do głowy.
— Czy waszmość to chciałeś powiedzieć, że żyjesz w ciągłym strachu przed zdradą ze strony drużyny Flinta?
Zadumał się nad tem pytaniem, popijając wino.
— Słowo „ciągły“ jest w tym wypadku za silne — oświadczył nakoniec. — Powiedzmy raczej, że doświadczenie, o którem wspomniałem poprzednio, nauczyło mnie, iż w pewnych okolicznościach (jak naprzykład podczas pijatyki, spowodowanej markotnością długiej podróży) hałastra ludzi, nie uznających żadnej powagi, oprócz silnej pięści, może dać się namówić do wybryków, jakich nie dopuściliby się kiedyindziej.
— A więc nie bęciemy strzelali do kozłów? — zapytał Piotr strapiony.
— I owszem, przyjacielu Piotrze. Z pewnością będziemy. Chodzi tylko o zapewnienie wam dogodnej sposobności do tych łowów, które wam przyrzekłem.
Jutro rano obejmę nadzór nad oczyszczaniem dna okrętu; ale popołudniu weźmiemy sobie do pomocy gromadę szczwaczy i urządzimy polowanie z nagonką, jak to bywa na lądzie; przypuszczam, że przez ten czas Flint powróci do zmysłów... inaczej mówiąc, wytrzeźwieje ze swego opilstwa. Jeżeli on nie ma...
Wzruszył ramionami a ja stąd wniosłem, że święciło się coś niedobrego dla Flinta.
Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/158
Ta strona została skorygowana.
146