mieniając ich płótno w istną pawołokę złocistą. Jaskrawa bandera hiszpańska z wyniosłą butą łopotała w rozzłoconym przestworze. Bryzgi wodne, rozsiane nad buszprytem, ilekroć okręt przeszywał swem radłem niezbyt rozhukane przelewy, zamieniały się w sznurki ametystów, turkusów, szmaragdów!
— Ciężko-ć naładowany ten okęt! — wykzyknął dziadek, przyglądając mu się przez perspektywę.
— I ciężko uzbrojony! — dodałem, wskazując na rząd armat po jego bokach.
— Zaraz im ulżymy! — odopwiedział dziadek. — Ale będę musiał jakoś spełnić daną ci przeze mnie donkiszotowską obietnicę, że będę oszczędzał załogę okrętu. Hej, Coupeau! — zawołał na puszkarza, który przechodził po środkowym pokładzie.
Były galernik zwrócił swą potworną twarz ku rufie i zasalutował.
— Zapowiedz, Coupeau, że okrętu nie wolno dziurawić na wylot. Radbym zwalić ze dwa maszty na początku bitwy, ale ogień należy skupić na pokładach.
— Oui, m‘sieu.
— Ale co będzie z O‘Donnellem i jego córką! — zawołałem. — Na pokładzie, gdzie będą gęsto padały pociski!
Dziadek spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
— Gra, którą rozpoczynamy, nie będzie zabawą w krokieta, mój Robercie, — odpowiedział. — Proszę cię, miej to w pamięci, że Hiszpanie posiadają czterdziestoczterofuntowe działa, które skierują przeciwko nam, przyczem zdarzyć się może, że zabiją kilku naszych... może nawet nas samych.
— Ale panienka!
Dziadek zażył tabaki.
— Spokojniej, spokojniej, synku! Niepotrzebnie się asan tak frasujesz. Wielki-ć to hazard, ale inaczej być nie może. W każdym razie ona z pewnością wyjdzie z tego cało. Jakąż rolę zamierzasz wraz z Piotrem spełnić w tej bitwie?
Już mnie język świerzbił, by odpowiedzieć z oburzeniem, że nie chcemy mieć nic wspólnego z korsarstwem, gdy Piotr się odezwał:
Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/198
Ta strona została skorygowana.
186