stawa[1] masztu przedniego, zasypując forkasztel plątanina olinowania.
Załodze hiszpańskiej przebrała się już miarka cierpliwości. Przekręciwszy ster, okręt nastawił całą swą baterję i plunął w nas ze wszystkich dział, jakie były na bakorcie. Salwa była nędznie wykonana, wszakże i tak parę kul przeleciało ze świstem przez nasz pokład, a jedna z nich, wagi ośmnastu funtów, rozbiła na miazgę kilku ludzi tuż przed samą rufą.
Murray podszedł do poręczy rufy, ażeby zbadać szkodę, i krzyknął na Coupeau:
— Wstrzymaj się od kanonady panie ogniomistrzu! Trzeba im wyprzątnąć pokład!
Poczem zwrócił się do Marcina, który prowadził okręt wprost na statek nieprzyjacielski:
— Skręcaj w bok! Skręcaj w bok! Oni jeszcze mają nad nami przewagę!
Coupeau uwijając się, jak opętany, koło dział pościgowych, dawał naraz po dwa strzały, wymierzone w jeden cel. Właśnie mu się udało zrąbać maszt przedni na wysokość okło dwudziestu stóp od pokładu; ciężka reja i wzdęty żagiel runęły z łoskotem wślad za strzaskaną stengą. Brzemię zwalonej kłody osunęło się w morze, przechylając Najświętszą Trójcę jednym końcem w dół i tworząc jakgdyby kotwicę, unieruchomiającą statek.
Dziadek uśmiechnął się ze złośliwem zadowoleniem.
— Hej, Saunders! — zawołał na drugiego sztormana, który miał wyznaczone stanowisko pośrodku okrętu. — Przygotuj harpuny i osęki koło parapetu na bakorcie. Napadniemy Hiszpana tam, gdzie się zatrzymał.
Król Jakób ruszył co sił naprzeciw okrętu, wiozącego skarby, podchodząc go pod kątem prostym, co osłabiło skuteczność drugiej salwy danej przez Hiszpanów, a gdy wjechaliśmy w pół-przejrzystą chmurę dymu armatniego, Murray dał rozkaz do strzału:
— A teraz salwa, Coupeau! — zawołał.
- ↑ Nastawą (stengą) nazywa się drzewce przedłużające maszt.