— Muszę-ć jednak powątpiewać, jaśnie wielmożny panie! — odparł kapitan Furraday z krnąbrną uporczywością. — Gońca do Bostonu, tak pan mówi? Hm! To zajmie dwa lub trzy dni czasu. Jeden dzień na przygotowania do żeglugi. Dwa dni, a może i trzy, by odpłynąć na południe. Oho, łaskawi panowie, za tydzień to Rip-Rap i Flint zdążą wykonać wszystkie swe zbrodnicze zamiary — i szukaj wiatra w polu!
— Być może, być może! — rzekł gubernator lekko zniecierpliwiony. — Ale nic lepszego uczynić nie mogę.
To rzekłszy, oddalił się wraz z wicegubernatorem Coldenem i resztą obecnych; jedynie mój ojciec jeszcze się ociągał.
— Czy masz dla mnie listy, kapitanie Farradayu? — zagadnął.
— Tak, a jakże, panie łaskawy... od pana Allena, waszego pełnomocnika w Londynie. Właśnie wybierałem się, by je wam doręczyć. Przywiozłem też spory zapas toporów, nożów, paciorków, naczyń, krzesiwek i innych towarów na wasz rachunek.
— Odbiorę listy z twoich rąk i oszczędzę ci tem samem spaceru na ulicę Perłową, kapitanie, — odparł mój ojciec. — Mój syn Robert, który oto tu stoi, odwiedzi cię jutro na pokładzie i wyda zarządzenia co do przewózki waszej ładugi.
— Nie będę się sprzeciwiał takim słowom, — odparł skwapliwie kapitan Farraday, wyławiając z kieszeni pod połą surduta paczkę owiniętą jedwabiem. — To dla was, panie Ormerod. Teraz pójdę sobie do szynkowni „pod Jerzym“, by przekąsić nieco lądowej strawy i wychylić kufel grzanego piwa.
Ojciec przez chwilę obracał w rękach pakiecik.
— Czy jesteś przekonany, że ścigał cię kapitan Rip-Rap? — zagadnął nagle.
— Przysiągłbym na jego fok-żagle! — odpowiedział Farraday poufale. — Zważcie sami, panie łaskawy: zrazu gdy ujrzałem, byłem pewny, że jest to okręt floty królewskiej, więc podjeżdżałem ku niemu, aż zwrócił się do mnie całą długością. Wtedy obaczyłem, że nie miał wywieszonej bandery... a ponadto w jego zachowaniu było coś ta-
Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/22
Ta strona została skorygowana.
10