Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/222

Ta strona została skorygowana.

wśród was człowiekiem, który lubi szczerą prawdę... o tym dużym panu nie mogę nic powiedzieć, jako że jeszcze nie raczył ust otworzyć.
Murray zaśmiał się i rzekł:
— Przywłaszczę sobie nieco zaufania, jakiem waćpanna tak hojnie darzysz mego wnuka. Co się tyczy „dużego pana“, to jest on już z natury taki milczący. Nieprawdaż, Piotrze?
Ja — rzekł Piotr.
— Ale czemuż on... — (tu zarumieniła się nieco) — dlaczego pan Ormerod jest jeńcem? Czemu powiada, że jestem branką, jeżeli...?
— Waćpanna nie jesteś branką, — odparł dziadek, — tak przynajmniej mówię pod wrażeniem, że — jako córka swego rodzica i gorliwa Jakobitka — nie zechcesz, choćbyś miała nie wiem jakie osobiste uczucia, wtrącać się do naszych planów.
Zatrzymał się, ona zaś po chwili skinęła głową.
— Z drugiej zaś strony — mówił dalej dziadek — tak mój wnuk, jak i ten „duży pan“ nie są naszymi stronnikami politycznymi... przynajmniej do tej pory.
— Ani też nigdy nimi nie będą — dodałem.
— Nie radbym z tobą wszczynać sporu, Robercie — odpowiedział dziadek. — Niemniej jednak, by oddać ci sprawiedliwość, pójdę jeszcze dalej i wyjaśnię pannie O‘Donnell, że porwałem cię przemocą na mój okręt... Piotr zaś towarzyszy ci z własnej woli, — kierując się względami, które mi się wydały wystarczającemi.
— Doprawdy, przychodzi mi na myśl, czyście wy wszyscy nie poszaleli — rzekła Moira bez ogródek.
— Pewnie, że pani miałabyś prawo tak powiedzieć! — zawołałem. — Rzecz się miała jak następuje: jmć pan Murray oprócz swej własnej drużyny okrętowej ma jeszcze drugą szajkę korsarzy, którzy zaczęli trochę mu warcholić i swywolić. Zapragnął więc, bym był jego prawą ręką i pomagał mu utrzymywać ich w karbach...
— Dzielnieś ich waćpan utrzymywał na pokładzie Najświętszej Trójcy! — rzekła mi ona na to. — Dalibóg, jestem tu uwikłana w sieci kłamstw!

210