Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/233

Ta strona została skorygowana.

— Zważ waszmość, jaka czeka ją dola na okręcie korsarskim, jeżeli mu się coś przydarzy! — odparłem z przekąsem.
Dziadek skwaszony, zwrócił się do Piotra.
— A niechże mię! ten chłopak gra mi na nerwach! Znał-że kto młodzika tak ślepo przekonanego o swej słuszności!
Piotr zmrużył małe ślepki.
— On ma słuszność i waćpan masz słuszność. Ale najlepiej bęcie, jeszeli połoszymy pułkownika do łóżka, ja.
— „Daniel zjawił się na sądzie!“ — zawołał Murray. — Ale co chciałeś przez to powiedzieć, miły Pietrze?
— Waćpan wiesz, co chciałem powiecieć... i ja wiem, co waćpan miałeś na myśli — odparł z powagą Holender. — Jesteś aść wielkim szubrawcem, ale tim razem mosze miałeś rację.
— Nie bądź-że kpem, Piotrze — żachnąłem się.
— Asan jesteś sam kpem — nasrożył się dziadek. — Jesteście tutaj wy obaj — ludzie najzacniejsi pod słońcem — i ja trzeci, który ma zapewne mniej pretensji do cnoty, ale (jeżeli powiedzieć prawdę) jest bardzo zainteresowany w tej sprawie; wszyscy trzej całą duszą pragniemy zapewnić dziewczynie bezpieczeństwo. Czyż matka rodzona mogłaby dać lepszą opiekę?
— A Flint? — wtrąciłem. — Zapewne i on będzie się nią opiekował?
— On nawet nigdy nie będzie miał sposobności, Robercie — odpowiedział dziadek poważnie. Wprawdzie wy obaj pokiereszowaliście moje plany, ale Jan Flint nie zdoła mnie przemóc. Dajno mu powróz, chłopcze... a my damy mu sposobność do tego, by się obwiesił.
Ja — rzekł Piotr. — Bęciemy opiekowali się losem tej ciewcziny... więc zaniesiemy pułkownika do łóżka.
I ponieśliśmy nieprzytomnego O‘Donnella, który raz po raz bełkotał jakieś przekleństwa lub urywki piosenek jakobickich.
Nakoniec, gdy udaliśmy się już do naszej sypialni, zapytałem Piotra, o czem to był on napomknął w czasie rozmowy swej z Murrayem.

221