Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/235

Ta strona została skorygowana.

że potrafisz być szarmacki i ugrzeczniony dla młodej panienki, a jednocześnie tak okrutny, jak dziki kot, którego pokazywali nam Indjanie na wzgórzach za Porto Bello.
— Waćpanna musisz mieć o mnie takie wyobrażenie — odpowiedziałem. — Atoli prawdą jest, żem-ci ja tak samo, jak aśćka, jedynie poddany igraszce losu.
— Tak waćpan powiadasz? — odrzekła mi łaskawie.
— Powiadam — odrzekłem dobitnie. — Pozwól mi pani bym opowiedział ci całą historję... począwszy od nocy, kiedym waćpannę prowadził do gospody pod „Głową Wielorybią“...
— Ach, była też to noc! — zawołała Moira. — Po raz pierwszy to w mem życiu odetchnęłam wówczas atmosferą przygód, a później, gdym sobie to wspominała, myślałam, że nie potrafiłabym się nigdy niemi nasycić. Ale wczoraj zostałam uleczona z mego pragnienia...
I niebieskie jej oczęta zaszły łzami, a kąciki jej ust obwisły boleśnie w dół.
— Niechże pani pozwoli mi tylko, bym jej opowiedział rzecz całą, — prosiłem, a zapewne waćpanna lepiej będziesz myślała o owej nocy i, być może, o niektórych wypadkach późniejszych.
— Owszem, panie łaskawy — odrzekła, — opowiadaj aść co żywo, a ja cała w słuch się zamienię i nie będę w niczem przerywała. Ale co się tyczy wiary... będę musiała i ja też coś niecoś powiedzieć... a waćpan posłuchać.
Zacząłem więc opowiadać wszystko po kolei, począwszy od chwili, gdy Darby Mc‘ Graw przybiegł do kantoru na ulicy Perłowej... jakże odległy wydał się nam ów czas i owo miejsce, teraz gdyśmy wpatrywali się w zielonawo-modre bałwany morza Karaibskiego, ogrzane podzwrotnikowem słońcem, dochodzącem właśnie do największego skwaru godziny południowej!... Ona słuchała ze wzrastającem zaciekawieniem, nie przerywając mi opowieści, conajwyżej jakiemś westchnieniem:
— Chwała Bogu!... o Święci Pańscy!... Najświętsza Panno, czy to możliwe!
Ale gdy doszedłem do ucieczki z Konia morskiego, ona nie dała mi dokończyć:

223