Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/245

Ta strona została skorygowana.

Ich przywódca z równą szczerością okazywał po sobie żądzę chciwości, jaką wzbudził w nim ten obraz. Jego zielone oczki z obu stron cienkiego, wydłużonego nosa, migotały gorącym blaskiem, jego sine policzki posiniały bardziej niż po inne czasy, a osmagana wiatrami skóra jego twarzy porysowała się siatką szkarłatnych żyłek, które w miarę podniecenia nabierały coraz to żywszej barwy.
Jednakowoż gdy rzucił wzrokiem na Piotra i na mnie, zapomniał zgoła o skarbie.
— Aha, więc twoi zakładnicy wrócili do ciebie, Murrayu? A niechże mnie kule biją, ładny kawał mi urządziłeś! Dochowałeś wierności, dochowałeś... a jakże! Chciałeś mi dać dwóch zakładników zamiast jednego. Mówiłeś, że dotrzymasz umowy, dotrzymasz... oczywiście, jest to rzecz zbędna, ale chcesz uczynić cośkolwiek, by stwierdzić wierność swego sojuszu ze mną! Mówiłeś, że muszę wziąć ich obu, albo żadnego! Obu albo żadnego! Dobrze, okupiłeś mnie wówczas, Murrayu, ale drugi raz ci się to już nie uda, do pioruna!... inaczej niech się nie nazywam Janem Flintem!
Dziadek w milczeniu wysłuchał jego przemowy, oczekując, aż on zejdzie ze schodów, wiodących na rufę i stanie oko w oko z nami.
— Nie odpowiadam za wypuszczenie przez ciebie zakładników — odrzekł wówczas jak najozięblejszym tonem. — A niechże mię piorun spali, Flincie, przecież przestrzegałem cię, że okręt twój uległ wielkiemu rozprzężeniu. Czy myślisz, że mając wszystkich marynarzy pijanych, zdołasz na uwięzi utrzymać dwóch ludzi silnych i nie bitych w ciemię?
— Mniejsza, czy byliśmy pijani czy trzeźwi, ale ich nam obiecano — postawił się Flint nieco zaczepnie. — Zresztą, mogłeś nam ich oddać... boć nie fraszka to, że zabili mi dwóch ludzi... albo oni, albo ci którzy pomagali im wydostać się z Konia morskiego.
— Nikt z Jakóba im nie pomagał — odrzekł Murray. — Ręczę ci słowem honoru. Nie mogę za to, tego samego powiedzieć o twoim rodzoniusieńskim okręcie, chociaż oni obaj gdy zjawili się przede mną w parę dni naszym odjeździe, opowiadali, że działali na własną rękę.

233