Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/251

Ta strona została skorygowana.

Flint otwarł usta i wraz zamknął je pospiesznie, nie mogąc wydobyć głosu ze siebie.
— Zakazuję-ć tych wyzwisk, kapitanie — skarcił go mój krewniak, chwytając za rękojeść pałasza.
— Przypuszczam, że nie dasz mi powodu, bym miał powtarzać to upomnienie! — nadmienił.
Zabawną rzeczą było spoglądać na tłumioną wściekłość Flinta.
— Aha! tuś mi aść ze swemi wykwintnemi, pańskiemi manierami! — wykrzyknął. — Znam-ci ja waćpana! A niechże mnie piorun spali, jeżeli pozwolę tak się zwodzić! Kobieta i ludzie obcy na naszym pokładzie! A osiemset tysięcy funtów gdzieś się zaprzepaściło! „Bezpiecznie schowane” — mówisz waćpan! Juści! Bezpiecznie, czyli tam, gdzie waćpan możesz je wyłowić, kiedyć się podoba. Zaraz-ci to zmiarkowałem, gdym posłyszał szelest spódniczki. Kobieta i złoto...
Jan Silver wystąpił z drabiny na rufę i przytrajdał się w naszą stronę.
— Za pozwoleniem, panie kapitanie Murray! — przerwał swym miłym głosem przemówienie Flinta. — Moje uszanowanie waszmości, panie Ormerod, i wam również, panie Corlaer. Dość to dawne czasy, mości panowie, gdyśmy się z sobą nie widzieli... prawda? Spodziewam się, że waszmość raczy darować mi moją śmiałość, panie kapitanie Murray, ale musze powiedzieć słóweczko kapitanowi Flintowi... narada forkasztelu, mościdzieju.
Dziadek znów zażył tabaki.
— Ach, tak — zauważył sucho. — Przypominam sobie, że na Koniu morskim wszyscy muszą brać udział w wiecu forkasztelu. Tuszę, że zdołacie wlać odrobinę oleju w głowę swego kapitana. Jemu tego potrzeba, Silverze.
Flint zapałał gniewem, lecz zanim zdołał coś odpowiedzieć, już Silver go w tem uprzedził.
— Dzięki waszmości. A teraz proszę mi pozwolić, bym pogadał nieco na osobności z kapitanem Flintem, a może uda się nam znaleść jakiś sposób rozwikłania tej gmatwaniny.
— Uczyńcie, jak się wam podoba — odrzekł dziadek, ruszywszy ramionami.

239