Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/253

Ta strona została skorygowana.

było na Najświętszej Trójcy; boć doprawdy jeżeli mam już żeglować z korsarzami, to wolę kapitana Murraya niż tamtego draba w czerwonym kubraku.
W jej słowach i postawie było tyle rycerskości, że nawet Piotr się roześmiał.
— Wezmę ja panią kiedy ze sobą do cikiej puszczy, kcie bęciemy strzilali do niećwieci i skalpowali Indjan — obiecał jej.
Ona klasnęła w dłonie.
— I owszem, panie Piotrze — zawołała. Pewno, że wolę bić się z Indjanami, niż z tłuszczą korsarską. Ale spójrzno aść, panie Bob! Tam na drabinie bakortu stoi ów rudowłosy chłopak i daje panu jakoweś znaki.
Płomienna, rozczochrana czupryna Darby‘ego Mc Graw wystawała natyle nad poziom pokładu, iż można było dostrzec jego oczy i rękę, którą tajemniczo machał w moją stronę.
— Chodź-no tu do mnie, Darby — zawołałem nań.
Atoli on potrząsnął silnie głową, przeto ja sam podążyłem ku niemu.
— Co ci dolega? — zagadnąłem go.
— Bieda-ż, paniczu, bieda, jakiej świat nie widział — odrzekł mi, szafując obficie akcentem irlandzkim. — Ale ja wolałbym obiema nogami wleść w piec kuchenny, niż stać tak blisko starego djabła, jak wy, panie Bob. Doprawdy, to-ci drab straszecznie okrutny.
— Nie więcej-ci należy się bać, niż Flinta — odpowiedziałem ze śmiechem.
— Ech, panicz mało jeszcze wie, że to jeszcze może mówić coś podobnego! — wykrzyknął Darby. — U Flinta to ino: ciach go w brzuch!... albo przekleństwa... albo też: „bier to, a tego nie rusz!“ Ale ten staruch... on gotów rzucić na nas zły urok, jeżeliby mu to tylko strzeliło do głowy.
— Wolałbym być mu przyjacielem niż nieprzyjacielem — przyznałem. — Czy tak go się tam boją na Koniu morskim?
Darby zerknął na mnie z ukosa.
— Czasami go się boją. Potem zaś znowu, gdy rum zacznie lać się strugą... Ale powiem, co może później przynieść biedę i strapienie. Widzę, że panicz znalazł tę ele-

241