Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/254

Ta strona została skorygowana.

gancką panienkę, która z paniczem przyszła do gospody pod Głową Wielorybią. Dalibóg, czyż to nie piękna dziewucha! Czy ona też chce przystać do korsarzy?
— Nie większą ma ochotę, jak Piotr i ja.
— E, co mi ta panicz opowiada! A tam na dole opowiadają ludziska, żeście ją wzięli razem ze skarbem. O, wspaniała to była zdobycz! Ale opowiadają tu także, że przeszło połowę łupu zakopaliście na tej wyspie, o której Długi Jan tak lubi śpiewać.
— A więc słyszałeś o tem? — zawołałem.
— A juści. Opowiadali o tem Długiemu Janowi i mnie, zanim on poszedł rozmawiać z kapitanem Flintem. Boże litościwy, któżby pomyślał, że na świecie jest tyle pieniędzy? Ale oto nadchodzi Jan z kapitanem. Wolę czmychnąć.
Mówiąc to, ześliznął się z drabiny, ja zaś przyłączyłem się do gromadki, stojącej koło mego dziadka. Flint stąpał wielkiemi krokami przez pokład, a twarz miał pochmurną, jak niebo przed burzą. Silver, idąc przy jego boku, okazywał twarz spokojną, osłoniętą uśmiechem.
— Podzielimy się tem, co jest na okręcie — rzekł Flint zwięźle.
— Cieszę się, żeś aść nabrał rozsądku — odparł Murray.
Silver wtrącił się do rozmowy.
— Prawdziwy to zazdrośnik i kłótnik ten kapitan Flint. Zawdy ma na względzie pożytek swej drużyny. Jest on dla nas, można rzec, jakby opiekunem. Jednakowoż my wszyscy jesteśmy waszmości bardzo wdzięczni, że jednakową łaską darzysz Konia morskiego i Jakóba; co się zaś tyczy Konia morskiego, ośmielam się dodać, że nigdy ci tego nie zapomniemy, mości panie kapitanie Murray.
Dziadek przysłuchiwał się temu z nieznacznym uśmiechem na twarzy.
— Dziękuję wam, panie Silver, — rzekł uprzejmie. — Miałem ufność, że potrafisz ocenić należycie sytuację. Czy chcesz odrazu przystąpić do podziału, Flincie?
Flint mruknął coś gardłowym głosem, potem jednak znacznym wysiłkiem opanował swój zły humor.

242