Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/264

Ta strona została skorygowana.

napadniemy na niego. Damy dwie tęgie salwy, a potem wymieciemy mu pokład.
Przez chwilę nikt się nie odzywał.
— Kiedy zaczyna się przypływ? — zapytał Flint, przeciągając się i poziewując.
— Za jakie dwie godziny — odrzekł Bones.
— ...., muszę jeszcze nieco się przespać — mruczał kapitan korsarzy. — Przystąpcie do głosowania, chłopcy, i zakończcie już raz tę mitręgę. Czy pójdziecie, czy nie pójdziecie? Wszystkim wam wiadomo, czem obdarzy was łaska Murraya, jeżeli kiedy dojdzie do niego wieść o tej naradzie... a nie brak takich, co gotowi to roztrąbić, jestem tego pewny.
Silver podniósł się i stanął wyprostowany, biorąc szczudło pod pachę.
— Kwatermistrz przemawia imieniem załogi — odezwał się. — A mój pogląd w ten się streszcza, że załoga powinna walczyć o swe słuszne prawa. Dość już długo Koń morski pełnił rolę sługusa i chudopachołka, a dziś mamy taką sposobność, jaka prawdopodobnie nigdy już nam się nie zdarzy.
Przez krótką chwilę panowało powtórnie milczenie.
— Nikt się nie sprzeciwia — oznajmił radośnie kuternoga. — Narada skończona! Zachowujcie się cicho, kamraci. Żadnych pijatyk, żadnych bójek! Później będziemy mieli nadto i jednych i drugich!
Ciżba siedzących wiecowników rozbiła się na gromadki, a garstka ludzi poczęła kroczyć w stronę mej kryjówki. Ale jam nie czekał na nich. Pod osłoną armaty przemknąłem się poza beczkę z wodą, stamtąd zaś dostałem się z powrotem do dzioba okrętowego, przekradłem się za krawędź statku i po linie kotwicznej opuściłem się w wodę.
Jakaś wielka biała postać przypłynęła w moją stronę.
— Czi to ty, Bob?
— Tak. Oni chcą napaść na Jakóba, gdy zmieni się przypływ.
On jął płynąć z prądem, nie mówiąc ani słowa. Odezwał się dopiero wtedy, gdyśmy przebyli połowę przestrzeni, dzielącej nas od Jakóba.

252