Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/272

Ta strona została skorygowana.

szukać was, bo trzęsłam się ze strachu na całem ciele... na Boga żywego!
O’Donnell przytulił ją do siebie.
— No, no, acushla — odezwał się z czułością, jaką okazywał tylko w stosunku do niej. — To co najgorsze, zaraz przeminie. Nie masz czego się obawiać.
Ona sięgnęła ręką w górę i pogłaskała go po twarzy.
— Doprawdy, a ja myślałam tylko o tem, czy potrafię dostać się do ciebie padre, — powiedziała. — Ale straszna to rzecz spać samej i obudzić się podczas bitwy morskiej.
Ojciec zaklął półgłosem.
— Ach, byłem-ci zaiste słaby i głupi, żem wciągnął cię w taką awanturę. Przyjdzie dzień, że będę musiał odpowiadać...
Ona ręką zatkała mu usta.
— Jakgdybym ja chciała być gdzieindziej, a nie właśnie tutaj!
Odwróciłem głowę, nie chcąc się wtrącać do ich poufnych spraw; o jakie ćwierć mili za naszym statkiem ujrzałem błysk ognia i posłyszałam przygłuszony huk jednego z dział pościgowych, znajdujących się, na Koniu morskim.
Moira jeszcze coś powiedziała, czego nie dosłyszałem — on jej przerwał:
— Zejdź na dół, moja droga, i zaczekaj, aż będziemy...
W powietrzu rozległ się przykry świst, na który zjeżyły mi się włosy na głowie; zaraz potem usłyszałem trzask kuli, uderzającej w drzewo.
— Blisko, na Boga! — zauważył mój dziadek.
O‘Donnell zachwiał się jakoś dziwnie i zwalił się w ramiona swej córki.
Padre! — krzyknęła Moira, a głos jej przejęty był nieprzytomnym bólem. — Czemu nie wstajesz? Czyś raniony? Najświętsza Panno! on stracił przytomność! Panie Bob, panie Piotrze, pomóżcie mi! On taki... taki... ciężki!
Piotr i ja skoczyliśmy jej z pomocą, a Murray nadbiegł wkrótce po nas. Ułożyliśmy rosłe ciało O‘Donnella na pokładzie, a ja pobiegłem po latarnię. Gdym z nią powrócił, już dziadek objął komendę nad całą sytuacją.

260