Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/278

Ta strona została skorygowana.

ciąga jedna z tych okropnych burz karaibskich, co to człekowi od nich aż włosy stają na głowie.
Murray przez dłuższą chwilę przyglądał się czterem stronom nieba.
— Nie będę przeczył twoim przepowiedniom, Marcinie — rzekł nakoniec; — sądzę jednak, że mamy dość czasu, by zadrzeć z Koniem morskim. Flint nie odważy się płynąć na południe, ponieważ wiadomo mu o gniazdach szerszeni, któreśmy rozjątrzyli na tutejszych morzach. Moim zamiarem jest zapędzić go w pułapkę i zmusić do lądowania. Jeżeli ten wiatr będzie trwał nadal, zagnamy tego szelmę na północne wybrzeże, a gdy Koń morski uwięźnie przy brzegu, ruszymy i wpłyniemy do Zatoki Północnej. Czy to cię zadowala?
Sztorman zawahał się.
— Waszmość tu jesteś kapitanem. Ale gdybym ja tu miał jakiś głos, powrócilibyśmy nazad do Zatoki Kidda, mniejsza o Konia morskiego.
Dziadek wyprostował się i rzekł wyniośle:
— To niemożliwe. W każdym razie możemy podpłynąć do Konia morskiego, a waćpan nakaż Coupeau, by pokazał, jaką szkodę może on wyrządzić temu okrętowi swemi działami pościgowemi.
Marcin zasalutował i ruszył na przód okrętu. Dziadek poprowadził nas na rufę.
— Stary żeglarz może iść w paragon ze starą babą — ozwał się mimochodem, idąc przede mną po drabinie od strony sztymbortu. — Niechno tylko zwęszy zbliżanie się burzy, a już ma ochotę drapnąć do najbliższej przystani... tak, i to zarówno korsarz, jak i żyjący w zgodzie z prawami kupiec.
— O‘Donnell miał pono rację, gdy radził doprowadzić do końca dzieło, które waszmość rozpocząłeś w zatoce — bąknąłem, niezadowolony bynajmniej z widoku nieba.
— W takim razie, mój drogi wnuczku, połowa z nas musiałaby wyginąć — odparł mój krewniak. — Poznałeś już nieco tych wilczków, do czego są zdolni, gdy w nich rozigrają się złe pożądliwości. Nie, nie! nie jestem tchórzem podszyty, ale wolę raczej zwyciężyć prze-

266