Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/285

Ta strona została skorygowana.

kowy był jednym zalewem spienionych wełn, które wiły się i szamotały u parapetów burtowych i schodowych.
Murray powstał, chwiejąc się na nogach i przyłożył usta do mego ucha.
— Trzeba... odrąbać... maszt... oswobodzić... okręt...
Tyle zdołałem zrozumieć, przeto pomogłem mu rozluźnić linę, którą byliśmy przytwierdzeni do pokładu. Piotr zobaczył, żeśmy powstali, więc również się odwiązał, postarawszy się przezornie umocnić pęta Moiry. Następnie jęliśmy we trzech iść przebojem w piekielną czeluść pokładu środkowego, gdzie czółna, beczki z wodą i zwłoki ludzkie chybotały się tam i nazad w warcie rozchwiejnej kipieli.
W skrzyni, z której wydobyłem był linę, znajdowały się i topory; zaopatrzywszy się w nie, brnęliśmy powyżej kolan przez grążel wody i złomu, plącząc się w kłębowisku karnatów[1] i weźlic[2], które łączyły chwierutający się maszt z okretem. Nikt nie przyszedł nam z pomocą. Poza masztem głównym nie było widać żywej istoty, a doprawdy było niechybnem narażaniem życia, gdyby ktoś usiłował stamtąd dostać się na tył okrętu, gdyż z jednej strony był szeroki wyłom w barjerze, przez który wlewała się woda, z drugiej zaś widać było dziurę wybitą przez maszt tylny. Ktokolwiek przechodził tamtędy przez pokład, musiał wpaść w morze z tej lub tamtej strony.
W miejscu, gdzieśmy stali, byliśmy jako tako zasłonięci przez rufę, ale i tak przedsięwzięcie było dość hazardowne. Jeszcze teraz potrafię sobie uprzytomnić postać mojego dziadka, jak odziany w czarny, aksamitny surdut i pluderki, zbryzgane do cna wodą morska, pracował zawzięcie, niby zbywszy połowy swych lat sędziwych, zawsze zręcznie trafiając do głównego węzła plątaniny, zawsze pierwszy wstępując w zdradziecką sieć sznurów, gdzie każdy mylny krok groził upadnięciem w morze.

Piotr dwukrotnie wybawił go od niechybnej śmierci, raz zaś ocalił moją osobę, gdy zbałwanione morze chlusnęło w nas pryskiem wodnym, przelewającym się przez burty Jakóba i omal nie porwało mnie za powrotem. Sile mięśni Piotra i przytomności jego umysłu zawdzięczał głównie mój dziadek sprawne wykonanie swych zamierzeń; on to odcinał i odrąbywał od bezanmasztu wszystkie przytrzymujące go

  1. Przypis własny Wikiźródeł karnat — wanta, mocowana do burty lina podtrzymująca maszt; zob. karnat w słowniku Doroszewskiego
  2. Przypis własny Wikiźródeł węźlica — sznurowa drabinka służąca do poruszania się po rejach i masztach; zob. węźlica w słowniku Doroszewskiego
273