Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/290

Ta strona została skorygowana.

nie osiągnął swego celu; szumiały mu drzewne konary, a odległy pogrzmot dunugi grał mu requiem po wieki wieków... Roztaczał się stąd widok na zielone błonia i karłowate zalesia, aż po białą smugę wydm piaszczystych i po błękitną toń morską, połyskującą w słońcu.
Wydawało się, że całe lata zbiegły od dnia wczorajszego. Przecierałem oczy, spoglądając to na spokojną piękność przyrody, to na zgrabne ciało Moiry, klęczącej w rozmodleniu koło kopczyka szarej ziemi, usypanego między sosnowem igliwiem. Na skraju lasku ludzie, którzy wykopali byli mogiłę, grali szyszkami sosnowemi w jakąś hazardowną grę. Piotr wspierał się na muszkiecie, poważny i wzruszony. Dziadek wpatrywał się w morze, przymrużywszy oczy. Gdy mu się przyglądałem, on schwycił mnie za rękaw i odciągnął na bok.
— Pozwalam ci zabawić się, jak zechcesz, przez resztę dnia — odezwał się. — Twoją i Piotra rzeczą jest czuwać nad tą panną. Ja muszę, ile to w mej mocy, przekonać się, co się stało z Flintem!
— A potem? — zapytałem.
— Potem? — brwi mu się zagięły łukowato od zdziwienia. — A niechże ci będzie, Robercie!.. Później będziemy tak postępować jak dotychczas.
— Więc waszmość nie możesz się pozbyć tego szalonego postanowienia? On okazał względem mnie taką cierpliwość, jakgdybym był krnąbrnem dziecięciem.
— Nie jest-ci to szalone przedsięwzięcie, ale przebiegła polityka niezwykłej doniosłości, mój chłopcze. Cóż?, mamy-ż dać za wygraną li tylko z tego powodu, że okręt nasz został pogruchotany?
Potrząsnąłem głową beznadziejnie, ale postanowiłem znów próbować:
— Namyśl się waszmość: można łatwo przysposobić czółno. W niem zajechalibyśmy...
— Wybij to sobie z głowy — przerwał mi z odcieniem zawziętości w głosie. — Mało mnie znasz, Robercie, jeśli sądzisz, że możesz mnie odwieść od tego, com rozpoczął... zwłaszcza co się tyczy tej sprawy, która pochłania całą ambicję mego życia.

278