Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/294

Ta strona została skorygowana.

chodzie słońca widzieliśmy ze szczytu Lunety topżagle okrętu, płynącego od wschodu.
— Przypuszczam, żeście go wzięli za Konia morskiego? — odpowiedział.
— Ja — ozwał się Piotr. — To Flint.
— Doprawdy, któżby to mógł być inny? — zapytała Moira.
— Niewątpliwie macie rację — zgodził się mój dziadek. — Dalibóg, ja sam co do tego nie będę się spierał. Nasz wywiad na wschodnim i północnem wybrzeżu nie przyniósł nam żadnych tropów, któreby wskazywały, co stało się z Koniem morskim; gdyby się rozbił, to jakiś jego szczątek dopłynąłby do brzegu. Tak, tak, moi drodzy, szczęście nadal nam nie sprzyja. Flint wyszedł cało z tej burzy. Ale nie jest to jeszcze, Robercie, powodem, byśmy nie mieli się uraczyć tą smakowitą wieczerzą... zwłaszcza, gdy pomyśleć o tem, że przez parę dni następnych nie będziemy jadali tak wykwintnie.
— Waszmości to nie wzrusza? — zawołałem.
— Czemużbym miał się wzruszać? Jest to zła wróżba, w tem się z tobą zgadzam, ale rozdrażnienie na nic tu się nie przyda.
— Waszmość tu nie zostaniesz, neen? — rzekł Piotr.
— Masz zupełną rację, drogi Piotrze. Król Jakób w obecnem położeniu byłby dla nas jeno zabójczą pułapką. Dziś jeszcze go opuszczę i przeniosę się do warowni, którą był łaskaw wybudować nam Flint koło wielkiej przystani.
— A skarb? — zapytałem.
On podniósł w górę szklanicę wina i bacznie jej się przyglądał pod światło.
— Niestety musimy być tam, gdzie jest skarb — odrzekł nakoniec. — Albo też, jeżeli się komu podoba, odwrócimy tę zasadę: skarb musi być tam, gdzie my jesteśmy. Nasi ludzie będą mieli pono dużo roboty w noc dzisiejszą.
Moira wyciągnęła ku niemu błagalne ręce.
— O panie, czemuż choć teraz nie zechcesz wejść w układy z tym okrętem, gdy nadejdzie, by sobie zebrali, czego pragną, i poszli precz? Chyba byłoby to lepsze niż...

282