Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/302

Ta strona została skorygowana.

wpadł na pomysł, by zająć ludzi kopaniem płytkich dołków za palisadą, celem lepszej osłony przed ogniem muszkietowym ze skrajów lasu i zarośli u podnoża góry. Również, jak mi się zdaje, on to poradził, by, pomimo wzdragań się Moiry, zbudować dla niej nieprzebitą kulami alkowę ze skrzyń i beczułek ze skarbem, ustawionych w kącie stanicy.
Ledwośmy ukończyli te przygotowania, aż tu już ponownie ukazał się Koń morski i przybił do brzegu w tem miejscu, gdzie zatoka gwałtownie się zagina dokoła większej wyspy, zamykającej dostęp. Dalej nie mógł już jechać ze względu na płytkość wody; z tej samej przyczyny zmuszony był przy zapuszczaniu kotwicy zwrócić się przodem w naszą stronę, wskutek czego — zgodnie z tem, co przepowiadał Murray — przeciwnik mógł przeciwko naszemu wzgórzu skierować tylko działa pościgowe oraz parę kartaczownic, ustawionych na przedzie pokładu działowego. Atoli nie widać było, aby tamci nosili się z myślą natychmiastowego zastosowania swej baterji. Załoga zdawała się być całkowicie zajęta lądowaniem, a patrząc przez szkło przybliżające, obrachowaliśmy, że w sam raz stu pięćdziesięciu ludzi wyszło na brzeg i rozpełzło się bezładnie po lesie.
Potem nastąpiła w działaniach Flinta chwila ciszy, wobec czego czyniliśmy ostateczne przygotowania celem obrony przed spodziewanem natarciem. Murray porozstawiał swych ludzi wzdłuż całego obwodu palisady, wyłączywszy tylko tych, których poprzednio nazwałem strażą tylną. Ci — a było ich około dwudziestu chłopa — zostali zatrzymani w stanicy, jako oddział posiłkowy, który można było pchnąć z pomocą tym odcinkom naszej linii obronnej, gdzie byłoby potrzeba silniejszej ostoi. Sam Murray wraz z Coupeau, Piotrem i ze mną stanął pośrodku ogrodzenia, gdzie mogliśmy czuwać nad wszystkiem, co się działo.
W powietrzu rozlana była południowa duszność i ospałość. Koń morski na gładkiej powierzchni zatoki wyglądał, niby okręcik, jakim bawią się dzieci. Na pokładzie nie znać było ani śladu życia, a las, który rozciągał się pomiędzy nami i wybrzeżem, osłaniał milcząco swe tajemnice.
Dziadek zmarszczył się w zamyśleniu.

290