na was za tę niespodziankę, jakąście wypłatali nam po ciemku.
— Była to doskonała zapłata za waszą zdradę, Darby — odparłem nieco podniecony.
On zwiesił głowę, grzebiąc w piasku końcem buta.
— Dyć korsarze zawdy tak robią — odezwał się. — Jakie ci mogą być ceeregiele między tymi, którzy występują do boju?... albo też żądają od drugich to, co tamci posiadają?
— Być może, że nie posiadamy skarbu przy sobie — wykręcałem się.
— O, wiemy, co się święci. Ranni, pozostawieni na Jakóbie, opowiedzieli nam co innego.
Spojrzałem na dziadka pytająco.
— Jeżeli próbują układów, widocznie nie są pewni wyniku — rzekł ów. — Odpraw tego chłopaka.
— A Je jeżeli oni zniszczą Jakóba?
Najpierw ruszą do ataku... a potem będziemy sobie suszyć głowę nad tem, jak zabezpieczyć okręt.
A widząc, że się waham, dodał:
— Bądź tak dobry i odpowiedź mu natychmiast, inaczej zastrzelę go, jak psa, na miejscu.
— Idź z Bogiem, Darby — zawołałem. — Kapitan Murray nie chce przyjąć żadnego z waszych warunków.
— Boże, miej nas w swej opiece! — wyrwało się chłopakowi bezwiednie. — Zdaje mi się, że wielu dzielnych ludzi padnie teraz trupem. No, szczęść Boże paniczowi, panu Piotrowi i pięknej panience. Jeżeli uda się nam wszystkim wyjść cało...
Dziadek wyskoczył na pieniek drzew a i strzelił z pistoletu ponad głową Darbego. Chłopak stał przez chwilę nieruchomo, rozdziawiwszy gębę.
— Stary czart! — zawył po chwili i co sił w nogach jął zmykać w dół po zboczu.
Flint nie czekał na wysłuchanie ustnej odpowiedzi Murraya; ten strzał pistoletowy był dostatecznem wyjaśnieniem. Od strony podnóża wzgórka huknęły w odzew trzy strzały muszkietowe, a na forkasztelu Morskiego Konia wszczął się znowu ruch. Nad pokładem wzbił się kłąb białego dymu, a łoskot długiej dwunastki spłoszył krocie ptac-
Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/304
Ta strona została skorygowana.
292