Nazajutrz rano zająłem się z pomocą Piotra Corlaera sprawdzaniem wszystkich naszych potrzeb handlowych, iż zbiegło mi pół przedpołudnia, zanim mogłem wyjść z kantoru i udać się na pokład okrętu kapitana Farradaya, by tam umówić się z załogą co do przeniesienia tej części ładugi, jaka przypadała na naszą składnicę.
Gdym chwytał za kapelusz, Darby Mc Graw wpatrzył się we mnie tak przenikliwie, iż wyprawiłem go do kuchni, by nabrał pełną torbę świeżo zabitych kurcząt oraz jarzyn inspektowych — wiedziałem bowiem, że takie jadło miłe będzie żeglarzom po długiej podróży — i kazałem mu zanieść to do stoczni. Uradował się, zupełnie jak gdyby go obdarzono wolnością, i podskakiwał przez całą drogę, pogwizdując jak skowronek.
Przebywszy ulicę Perłową, doszliśmy do ulicy Szerokiej, gdzie odnoga morska wrzyna się w ląd; mijałem ją, zamierzając u wylotu Whitehall Street wystarać się o czółno, któreby mnie przywiozło do pocztowego statku brystolskiego, gdy naraz Darby zwrócił moją uwagę na strzeliste maszty i zagmatwany takelunek[1] wielkiego okrętu, stojącego na kotwicy w ujściu Rzeki Wschodniej.
— To fregata,, panie Robercie! — zakrzyknął.
Nie można było się mylić, widząc malowane strzelnice armatnie i warowne parapety; to też przez chwilę
- ↑ Takelunek — olinowanie, motowisko — układ lin, podtrzymujących maszty i żagle. Mickiewicz nazywa to siecią. (Przyp. tłum.).