jaka krzywda lub sercu jej ból ktoś zada, to pożegnaj się ze swem szczęściem... tak, będziesz szczęśliwy, jeżeli ci się uda ujść z całą szyją.
Flint pobladł.
— No, no, Darby — jął go uspokajać. — Nie gadajże tak po próżnicy; to nie wyjdzie nam na dobre. Ja zawsze byłem dla ciebie bardzo uprzejmy... i...
— I ty właśnie przyczyniasz się do zguby naszego szczęścia — rzekł Darby. — Powiem ci tylko tyle, że masz się obchodzić uprzejmie z tą wytworną panienką, gdyż biada ci, jeżeli ktoś wyrządzi jej jakąkolwiek przykrość lub krzywdę!
— Jest-ci ona całkiem bezpieczna — odpowiedział Flint. — Ja nigdy nie wyrządzę jej krzywdy. Będziemy ją tu trzymać, dopóki nie dobędziemy tego, co zostało zakopane na Skrzyni Umrzyka, potem zaś ona i ci dwaj koźlarze mogą sobie wziąć czółno i jechać, gdzie im się podoba... a...
— I ja z nimi pojadę — dodał Darby.
— I nie, nie, Darby! Pomyśl-no, ile złota mieć będziesz na pokładzie Konia morskiego! Zresztą potrzeba nam jeszcze będzie twojego szczęścia.
— Szczęścia! — nadał się Darby, — Bodaj grom spalił to moje szczęście! Więcej z niem kłopotu, niż pożytku.
Tymczasem Bones pochwą kordelasa odtłukł szyjkę butelki z rumem i wlał sobie w gardło łyk, jakiby się zmieścił w sporej szklanicy, i popłókiwał sobie krtań, by odczuć cały smak płomiennego trunku.
— Zostaw dla mnie resztę! — zawołał Flint chciwie. — A—a—a—aa! Nic tak nie dodaje serca człowiekowi, jak łyk dobrego rumu, mój Billu. No, Darby, dokończ-że tego! To-ci mi zuch! A nie mówcie już więcej o utracie swego szczęścia. W dniach najbliższych bardzo nam będzie potrzeba szczęścia... ba, nawet dzisiaj, jak powiada Bill, to oto Tomasz Allardyce i gromada mazgajów drze się, że powinniśmy poprzestać na tem cośmy zdobyli, rozwiązać naszą bandę i ratować głowę na karku.
Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/333
Ta strona została skorygowana.
321