Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/335

Ta strona została skorygowana.

A młodszy bosman, Dicky Lamb,
Podmówił żeglarską czeladź:
„Do kroćset! dobrą rzecz radzę wam!
Krwi trochę warto przelać!“

Bones przyłączył się do pieśni, wpadając w sam środek melodji:

Jest nas czterdziestu trzech — każdy zuch!
Zaś kupców dziesięciu, a z nimi
Kapitan, kucharz i sztormanów dwóch
I chłopak — półgłówek Simmy.

Razem piętnastu na czterdziestu trzech —
Uciechę będziem mieć rajską!
W nocy ich zdybiem... czy kto żyw, czy zdechł —
Hul! go w zatokę Biskajską!“

Wył wicher, miotając żagle tam i sam —
Noc była to pełna grozy,
A Portugalczyk i Dicky Lamb
Związali szypra w powrozy.

W tej chwili stanęli już na pokładzie, a Flint przerwał na chwilę śpiewanie, by zakrzyknąć gromkim głosem:
— Na tył okrętu, durnie! Żądaliście zwołania wiecu, więc będziecie go mieli. A niechże cię, Billu! nie możesz śpiewać głośniej?
— Głośniej?! — mruknąłem do Moiry i Piotra. — Ależ chyba i na Lunecie możnaby ich dosłyszeć.
— Pst! — upomniała mnie Moira. — Chciałabym usłyszeć ciąg dalszy. O, teraz śpiewa Darby... i inni.
Kilkanaście głosów podjęło dziką śpiewkę:

Sztormana w morze Sandy Grant zmiótł,
Trzasnąwszy go mocno po kufie;
W łóżku nożami drugi sztorman skłut —
Toż kupcy, co spali na rufie.

Kucharza zduszono wśród solonych miąs; —
Lecz nikt Simmy‘ego nie znajdzie,
Bo od ich pogróżek mózg nazbyt się wstrząsł
Biednemu niedorajdzie....

Zaszył się kędyś w najciemniejszy kąt
Z toporem, świdrem i piłą —
I śmiał się z uciechy, gdy morze swój prąd
Przez otwór wyrżnięty wtoczyło...


323