Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/341

Ta strona została skorygowana.

— „Skąd on to może wiedzieć?“ powiada! — powtórzył Flint posępnie. — Wobec tego, Billu, będziesz pływał tam i sam, tak jak ci powiedziałem, a gdy będziemy już gotowi, by wsiąść na okręt, wyjedziemy łodzią z zatoki. Jest to chyba jasne i proste załatwienie sprawy? Niema mowy o jakowemś nieporozumieniu lub szwanku.
Poczem ruszyli obaj w stronę rufy, przeto Piotr i ja daliśmy nura do swej sypialni. Oni weszli do pokoju Bonesa, który przylegał do alkierza Moiry; przez pewien czas słyszeliśmy, jak rozmawiali przyciszonym głosem. Gdy wychodzili, Flint przemawiał:
— Pamiętaj, Billu, sprawuj swe dowództwo łagodnie, ale nie pozwól im się rozpuścić na dziadowski bicz. A tej dziewce daj spokój; wywołałoby to tylko niesnaski wśród załogi.
Bones odpowiedział stekiem przekleństw.
— Jesteś dureń — zmienił naraz temat rozmowy, — że pozwoliłeś Długiemu Janowi, by postawił ciebie oko w oko przeciwko sześciu ludziom. Przecież nawet Murray...
— Milczeć! — krzyknął Flint głosem w którym wyczułem najwyższe napięcie złości. — Murray to, Murray tamto... do pasji mnie doprowadza to ciągłe bajdurzenie o tym człowieku. Pokażę tym drabom, że sposoby Flinta są tak niezawodne, jak sposoby Murraya. Gdzie są moje flamandzkie pistolety?
Gdy nareszcie odeszli, spojrzałem pytająco na Piotra.
Ja — przemówił Holender.
— Ale jeden na sześciu! Co o tem sądzić?
— On chce schować skarb tam, gcie tylko on sam bęcie mógł się dostać. Ja, to wszistko.
Rankiem szóstego dnia zostałem obudzony donośnym krzykiem na pokładzie, a w chwilę później do mojego pokoju wpadł Darby Mc Graw, tak podniecony, że jego żargon stał się niemal niezrozumiały.
— Śpiesz się, śpiesz się, panie Bob! — zawołał. — Flint wraca... ale tylko sam... sam jeden.
Obudziłem Piotra, ubraliśmy się i wybiegliśmy na główny pokład, który był zatłoczony korsarzami, patrzącymi z osłupieniem poza barjerę sztymbortu. Słońce właśnie wschodziło, a wyspa, mroczna i posępna, wyłaniała się

329